Czysta frajda

Renault Megane R.S. Trophy to jeden z najlepszych hot hatchy dostępnych na rynku. Ta wyjątkowa odmiana popularnego francuskiego modelu budzi olbrzymie emocje, o czym przekonałem się podczas tygodniowego testu. 300 koni mechanicznych pod maską, sztywne, sportowe zawieszenie, doskonałe prowadzenie, imponujące osiągi i atrakcyjnie zmodernizowany wygląd nadwozia nie pozwolą żadnemu pasjonatowi motoryzacji przejść obojętnie obok propozycji Renault.

W połowie lat 90. – a dokładnie w 1995 roku – obserwowałem debiut Renault Megane pierwszej generacji. Pamiętam, że była to prawdziwa rewolucja wśród samochodów kompaktowych. Pierwszy Megane wyróżniał się innowacyjną linią nadwozia i nowoczesnym wnętrzem. Francuzi wznieśli się wówczas na nieosiągalny dla konkurencji poziom. Obok eleganckiego, pięciodrzwiowego hatchbacka, pojawiła się charakterna odmiana coupe (z czasem do gamy dołączył także sedan, kombi i minivan o nazwie Scenic), w której jako kilkuletni chłopiec byłem zakochany. W zarezerwowanym wyłącznie dla coupe żółtym kolorze, Megane prezentował się – jak na tamte czasy – kapitalnie! Byłem wtedy dzieckiem i mogłem jedynie kolekcjonować katalogi motoryzacyjne, marząc o jeździe takim cackiem. Ćwierć wieku później spotkałem się z prawnuczką tamtej „Meganki”, a dokładniej sportową odmianą R.S. Trophy, czwartej generacji, która czekała na mnie w parku prasowym. Już z daleka po oczach bił mnie jej lśniący, żółty lakier. Dziecięce wspomnienia powróciły w najlepszy możliwy sposób. 

Bardzo lubię klasyczne kompaktowe auta, które ostatnio ustępują miejsca wszelkiej maści małym SUV-om, czy crossoverom (ze względu na mnogość modeli łatwo pogubić się w tym nazewnictwie). Moda na „uterenowione” samochody nie słabnie, lecz kompakty – na szczęście – nadal trzymają się mocno. Ciekawie robi się w momencie, gdy taki wóz otrzymuje prawdziwe sportowe podzespoły, stając się hot hatchem. Jestem zagorzałym zwolennikiem takiego połączenia. Nadal mówimy o pojeździe, jakim możemy sprawnie poruszać się na co dzień, lecz bardzo mocno różniącym się od cywilnej odmiany. Także wizualnie. Megane R.S. Trophy ma poszerzone nadkola, aerodynamiczne zderzaki, czy centralnie umiejscowione końcówki wydechów. Wygląda to fenomenalnie! Zazdrosne spojrzenia innych kierowców gwarantowane.

Na tym oczywiście nie koniec, gdyż różnic jest cała masa. Począwszy od motoru, generującego 300KM, co przekładało się na wyśmienite osiągi (sprint do 100km/h w R.S. Trophy wynosi niecałe 6 sekund). Z silnikiem dobrze współpracowała manualna, 6-stopniowa skrzynia biegów, pasująca do charakteru auta. Warto dodać, że dla preferujących automaty jest alternatywa w postaci dwusprzęgłowej przekładni EDC. System „4CONTROL” (technologia Renault, polegająca na czterech skrętnych kołach) pozwalał czuć się bardzo pewnie nawet w ostrych zakrętach, przy wysokich prędkościach, co zrobiło na mnie spore wrażenie. Wyścigowy Megane był niczym przyklejony do drogi. Oczywiście to również zasługa sportowego zawieszenia.

Wersja Trophy ma także sportowy układ wydechowy, o genialnym brzmieniu. Trzeba podkreślić, że jego konstrukcja istotnie ogranicza przestrzeń bagażową. Pojemność kufra nie przekracza nawet 300 litrów… Nie uznaję tego za wielką wadę, bowiem w wypadku hot hatcha, względy praktyczne schodzą na drugi plan. Może się to wydać dziecinne i tandetne, ale wielokrotnie nie żałowałem sobie mocnego dodawania gazu, żeby tylko móc usłyszeć charakterystyczne wystrzały z rury wydechowej. Podobno w testowanej wersji czekało na mnie wysokiej jakości nagłośnienie firmy „Bose”. Piszę „podobno”, bowiem zaraz po uruchomieniu silnika, wyciszałem radio, delektując się pracą silnika. Kiedy bez większego celu jeździłem wieczorami po mieście (za kierownicą Megane’a spędziłem w ten sposób wiele godzin), szukałem tuneli, gdzie efekty dźwiękowe wzmagały się jeszcze bardziej. Mogłem się tak zabawiać bez końca, gdyż jazda francuskim sportowcem okazała się frajdą w najczystszej postaci. Choć trochę ryzykowną, ponieważ R.S. Trophy uwielbia szybką jazdę i restrykcyjne trzymanie się ograniczeń prędkości to niełatwa sztuka. Na szczęście obyło się bez mandatów. 

We wnętrzu od razu można było poczuć ducha motorsportu. Wpływ na to miały m.in. aluminiowe pedały, przeszycia deski rozdzielczej czerwoną nitką, czy mięsista kierownica, obszyta alcantarą z czerwonym znacznikiem na godzinie dwunastej. Nie można zapomnieć o kubełkowych fotelach „Recaro”, ze sztywnym oparciem, które poza atrakcyjnym wyglądem, świetnie trzymały mnie w zakrętach, a przy tym były zaskakująco wygodne. Komfortu brakowało za to na dziurawych odcinkach. Za sprawą sztywnego zawieszenia, a także olbrzymich 19-calowych alufelg, dało się odczuć właściwie każdą niedoskonałość na asfalcie (a tych na naszych drogach mamy przecież pod dostatkiem). 

Szybko jednak przestałem zwracać uwagę na tę niedogodność. Złapałem się na tym, że z marszu zacząłem bagatelizować wszelkie potencjalne wady, gdy ktoś próbował cokolwiek zarzucić mojej żółtej wyścigówce. Multimedia mogłyby być nowocześniejsze? Materiały wykończeniowe są przeciętnej jakości, a projekt deski rozdzielczej jest nudny i surowy? A kto by się nad tym w ogóle zastanawiał… Średnie spalanie bliskie 20 litrów benzyny na 100 kilometrów? Przecież takie auto musi swoje wypić! Przeciętna ilość miejsca w kabinie i malutki bagażnik? Bez przesady, są ciaśniejsze samochody. Za ponad 150 tysięcy złotych można mieć dużo wygodniejszy samochód? Może i tak, ale na pewno nie będzie tak jeździł… 

To właśnie z powodu ogromnej radości z jazdy, jakiej dostarczył mi Megane R.S. Trophy, zostałem jego adwokatem. Hot hatch od Renault skradł moje motoryzacyjne serce bez reszty. Siedem dni i kilkaset kilometrów przemierzonych za jego sterem to za mało, żebym spojrzał na niego krytycznie. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Zdaję sobie sprawę, że takie uczucie często bywa ślepe, lecz od dawna żaden z testowanych samochodów nie cieszył mnie na tyle mocno… 

Następny

Kontakt

Napisz do mnie