Dominacja absolutna

Rewelacyjne rozpoczęcie Nowego Roku w wykonaniu polskich skoczków narciarskich! Kamil Stoch, po raz trzeci w karierze, wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni w fenomenalnym stylu. W pierwszej szóstce klasyfikacji generalnej znalazło się jeszcze trzech naszych reprezentantów. Nokaut przez wielkie N! A jeszcze kilkanaście godzin przed pierwszymi zawodami w Oberstdorfie cała nasza kadra została zdyskwalifikowana z powodu zamieszania z testami na koronawirusa… Na szczęście, Biało-Czerwoni zostali przywróceni do rywalizacji, „odwdzięczając się” organizatorom w najlepszy możliwy sposób. 

6 stycznia 2001 roku. Adam Małysz, jako pierwszy Polak, zostaje sensacyjnym zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni. „Orzeł z Wisły” deklasuje rywali, triumfując z ogromną, ponad stupunktową przewagą, czego nie zrobił nigdy dotąd żaden ze skoczków. Szok! W Polsce wybucha „Małyszomania”, a skoki narciarskie stają się zimowym sportem narodowym. Oglądając skróty konkursów sprzed dwudziestu lat – a zwłaszcza z zawodów w Innsbrucku i Bischofshofen, gdzie światowa czołówka skakała, a Małysz latał – przypominam sobie, że wtedy wszystkim w Polsce wydawało się, iż śledzimy jedyną w swoim rodzaju sportową historię, która pewnie już nigdy się nie powtórzy…

6 stycznia 2021 roku. Kamil Stoch, czyli bezdyskusyjnie najlepszy na świecie skoczek ostatniej dekady, zgarnia trzeciego „Złotego Orła” w karierze za wygranie Turnieju Czterech Skoczni. Wyczyny „rakiety z Zębu” śledzi przed telewizorami w Polsce grubo ponad 10 milionów kibiców. Radość z jego popisów jest olbrzymia, ale trudno porównywać ją do emocji związanych z bezprecedensowymi dokonaniami Małysza. Stoch zdążył nas przyzwyczaić, że gdy osiąga najwyższą formę, rywale są dla niego jedynie tłem. – Nuda! – można by powiedzieć. A tak na poważnie, to czapki z głów przed kunsztem 33-latka!

Zanim nasz trzykrotny mistrz olimpijski znów sprawił nam wspaniały prezent w Święto Trzech Króli, kilkanaście dni wcześniej zrobiło się – delikatnie mówiąc – dość nerwowo… Tuż przed kwalifikacjami do pierwszego konkursu w Oberstdorfie jak grom z jasnego nieba gruchnęła informacja o zdyskwalifikowaniu naszych skoczków. Powód? Podejrzenie koronawirusa u Klemensa Murańki. Organizatorzy, najwyraźniej nieprzygotowani na taki obrót spraw, postanowili z automatu usunąć z rywalizacji całą polską ekipę. Działacze Polskiego Związku Narciarskiego z Małyszem na czele (ten od 2016 roku jest dyrektorem naszej kadry) stawali na głowie, żeby powtórzyć badania i – w razie negatywnych wyników testów – przywrócić naszych do rywalizacji. Jasnym było, że absencja Biało-Czerwonych w pierwszym konkursie pozbawiała ich szansy na końcowy triumf. Na szczęście, skończyło się na strachu (wykryty koronawirus u Murańki okazał się… pomyłką) i mogliśmy rozpocząć emocjonowanie się czysto sportowymi tematami. – Najpiękniejszym uczuciem było, gdy w Oberstdorfie mogliśmy wreszcie stanąć na szczycie obiektu, zjechać w dół i po prostu oddać skok – wspominał zawirowania z covidem w tle na konferencji prasowej Stoch.

Faworytem do wygrania Turnieju Czterech Skoczni nie był jednak Polak, a Halvor Egner Granerud. 24-letni Norweg jest rewelacją tego sezonu i – póki co – liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Jak zwykle na swoich skoczków liczyli także gospodarze.

Najmocniejszym z Niemców wydawał się Karl Geiger, zaś Austriacy szczególnie trzymali kciuki za utytułowanego Stefana Krafta. O ile po dwóch pierwszych aktach TCS (Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen) walka była dość zażarta, tak w drugiej części turnieju (Innsbruck, Bischofshofen) na Stocha nie było już mocnych. Z wymykającym się z rąk trofeum nie mógł pogodzić się Granerud, który udzielił wywiadu swojej rodzimej stacji „TV2”, mówiąc: – Stoch jest niestabilny, uda mi się go dogonić! Jeśli będziemy w końcu mieli równe warunki, odrobię straty. On wcale nie skacze tak cholernie dobrze, tylko ma szczęście, dlatego oglądanie go na pierwszym miejscu jest tak bardzo irytujące! Na niedoświadczonego Norwega spadła lawina krytyki. Niestety, co gorsza, polscy kibice zaczęli wysyłać mu wiadomości z pogróżkami, zapowiadając, że dla jego dobra lepiej, aby nie pokazywał się w Zakopanem. Granerud zareagował błyskawicznie, nagrywając filmik z przeprosinami. Do krótkiej wypowiedzi dodał, że… Polak jest jego idolem. Sam Stoch nie zamierzał podgrzewać atmosfery. Przeciwnie: – Jesteśmy czasem pod tak dużą presją, że reagujemy bardzo emocjonalnie. I to właśnie było takie zachowanie. Nie obwiniam go, jesteśmy wielką rodziną skoczków, więc musimy sobie wybaczać i iść do przodu. Wszyscy uczymy się na swoich błędach, więc mam nadzieję, że Halvor wyciągnie lekcję z tej sytuacji i będzie po prostu świetnym skoczkiem – stwierdził z klasą godną wielkiego mistrza 33-latek.

Być najlepszym w wymagającym najwyższej sportowej formy i potężnej odporności psychicznej Turnieju Czterech Skoczni to wielka sztuka. Stoch, triumfując w 2021 roku, ustrzelił wspaniałego hat-tricka, bowiem wygrywał TCS także w 2017 i 2018 roku. Nie wolno zapomnieć o pozostałych reprezentantach Polski, którzy również spisali się wyśmienicie. Na podium (trzecie miejsce) klasyfikacji generalnej znalazł się Dawid Kubacki, czyli… ubiegłoroczny zwycięzca cyklu. Kubacki podczas organizowanych na przełomie roku konkursów miał dodatkowy zastrzyk adrenaliny, bo 29 grudnia, w szpitalu w Nowym Targu, na świat przyszło jego pierwsze dziecko, córka Zuzanna. Co ciekawe, niedługo później o kolejnych narodzinach poinformował Klemens Murańka, chwaląc się na Instagramie zdjęciem swojego drugiego syna. Szczęśliwych zakończeń – i to nie tylko sportowych – nasi skoczkowie mieli zatem pod dostatkiem. 

Specyficznym poczuciem humoru i zaraźliwym śmiechem brylował w wywiadach uwielbiany przez kibiców Piotr Żyła, twierdząc konsekwentnie, że przyjechał walczyć o… złotego bażanta. Skoki Żyły nie miały jednak nic wspólnego z żartami, bowiem 33-latek wciąż ocierał się o najwyższe lokaty, kończąc turniej na wysokim, piątym miejscu. Największym zaskoczeniem jest jednak postawa znacznie młodszego od utytułowanych kolegów, Andrzeja Stękały. 25-latek, który zakończył zmagania na szóstym miejscu, jawi się jako największa nadzieja polskich skoków na kolejne sezony. Zakopiańczyk, który poza uprawianiem jednego z bardziej ekstremalnych sportów, jest także kelnerem w karczmie – o czym sam z dumą opowiada, dodając, że absolutnie nie zamierza rezygnować z wykonywania zawodu – stał się czwartym asem w talii trenera Michala Doleżala. Czeskiemu szkoleniowcowi tak kapitalnie dysponowanych podopiecznych zazdrości dziś cały świat skoków narciarskich ze Stefanem Horngacherem włącznie. – Zostawiłem im sporo know-how i pokazałem jak wygrywać! A Kamil Stoch jest pod każdym względem skoczkiem idealnym… – powiedział w rozmowie z „Eurosportem” były trener Biało-Czerwonych, który obecnie prowadzi reprezentację Niemiec, spisując się poniżej oczekiwań fanów zza naszej zachodniej granicy.

Kiedy emocje związane z występami na niemieckich i austriackich skoczniach zaczęły opadać, dumni miłośnicy wszelkich statystyk zaczęli prześcigać się w punktowaniu, w czym najlepszy na świecie jest Stoch i spółka. Piorunujące wrażenie robi zwłaszcza ta, że na pięć ostatnich Turniejów Czterech Skoczni czterokrotnie wygrywali go Polacy! Ewidentnie nasi mają patent na zgarnianie „Złotego Orła”. Chyba nikt by się nie obraził, gdyby taka prawidłowość doczekała się dalszego ciągu w kolejnych latach… 

Następny

Kontakt

Napisz do mnie