Ewolucja francuska

Citroen C5 Aircross to obecnie flagowy model w gamie francuskiej marki. Po produkowanej od 2001 roku limuzynie – oznaczonej także symbolem C5 – pozostały wspomnienia. Jej ostatnie egzemplarze zjechały z taśmy produkcyjnej ponad dwa lata temu, co jest kolejnym dowodem, że kierowcy odwrócili się od klasycznych sedanów w stronę wszechobecnych SUV-ów. C5 Aircross to jedyne w swoim rodzaju auto, wyróżniające się na tle konkurencji komfortem klasy premium – zapewniają przedstawicieli marki. Czy to tylko puste hasło marketingowe?

Dzisiejsze samochody naszpikowane są elektroniką, dzięki której możemy cieszyć się z wielu mniej lub bardziej przydatnych gadżetów. Jednym z nich są piloty, zamiast tradycyjnych kluczyków, pozwalające na otwieranie auta, poprzez zbliżenie się do niego i pociągnięcie za klamkę. Pojazdy zazwyczaj uruchamiane są za pomocą guzika. Kiedy odbierałem C5 Aircross, ustawiłem fotel, lusterka i… zgłupiałem, nie mogąc go znaleźć. Już chciałem iść do serwisu z żenującym pytaniem „jak to uruchomić”, kiedy zauważyłem tradycyjną stacyjkę. I tak okazało się, że egzemplarz, który otrzymałem od Citroena, nie jest w najbogatszej wersji, skoro trzeba „męczyć się” z kluczykiem. Po kilku dniach doszedłem do wniosku, że bardzo dobrze się stało, bowiem odmiana „Feel” – tańsza o kilkanaście tysięcy od najdroższego wariantu „Shine” – miała wszystko, czego tak naprawdę należy oczekiwać od samochodu. Przed zakupem nowego auta warto uważnie przestudiować katalog i dobrze zastanowić się nad wyborem wersji, niekoniecznie tej zamykających cennik. Po prostu nie warto przepłacać.

Za kierownicą Citroena C5 Aircross spędziłem niecały tydzień, pokonując grubo ponad tysiąc kilometrów. Przetestowałem go w naprawdę trudnych warunkach. I nie chodzi o terenową jazdę na miarę SUV-a. C5 Aircross towarzyszył mi podczas odwiedzin potwornie zatłoczonych cmentarzy, gdyż jego test zbiegł się ze Świętem Zmarłych. Francuskie auto zdało ten niełatwy egzamin na piątkę. Muszę pochwalić jego zwrotność, dzięki której bez problemu radziłem sobie na ciasnych parkingach. Do tego zapewniało dobrą widoczność, a także nie pozwoliło martwić się dziurami, krawężnikami, czy grząskim terenem. Bez problemu woziłem nim komplet pasażerów. C5 Aircross ma dość przestronne wnętrze, chociaż przy podobnych wymiarach (4,5 metra długości) konkurenci potrafią zaoferować więcej przestrzeni na tylnej kanapie. Od samego początku zwróciłem też uwagę na wysoki komfort podróżowania, czym tak szczycą się Francuzi. I trzeba przyznać, że w tym przypadku mają powody. Kapitalnie zestrojone zawieszenie – choć pozbawione pneumatyki – sprawdza się w Citroenie na medal. Ten SUV nie jechał, on płynął. Znacznie droższe samochody nie odwdzięczają się aż taką lekkością prowadzenia. Dokładnie tego należy oczekiwać od rodzinnego pojazdu, który ma służyć zarówno do sprawnej jazdy po mieście, jak i podczas długich tras. Nawet po kilku godzinach jazdy, nie odczuwałem zmęczenia. Brawo Citroen!

Poza zawieszeniem, dużym atutem francuza były świetne fotele. Na pierwszy rzut oka wydały mi się zbyt wielkie, bardziej przypominające meble do salonu niż siedziska w samochodach. Jednak okazały się jednymi z najwygodniejszych, z jakimi miałem ostatnio do czynienia. Jasne, nie miały sportowego profilu, więc nie było mowy o nadzwyczajnym trzymaniu w zakrętach, ale przecież C5 Aircross nie jest stworzony do rajdów. Zapas mocy 180-konnego silnika okazał się wystarczający, choć podczas ostrego przyspieszania, dźwięk płynący spod maski nie należał do najprzyjemniejszych. Trudno jednak oczekiwać szczególnych doznań akustycznych od turbodoładowanego motoru o pojemności zaledwie 1.6 litra. Średnie spalanie w czasie testu wyniosło lekko ponad 9 litrów benzyny na 100 kilometrów. Biorąc pod uwagę czas spędzony w korkach, to dobry wynik.

Wygląd Citroena wzbudza kontrowersje. Mnie przypadł do gustu, głównie przez to, że jest inny od pozostałych aut, o co w motoryzacji coraz trudniej. Deskę rozdzielczą zaprojektowano dość futurystycznie, lecz do tego też można się przekonać. Na pewno nie można narzekać na ergonomię. Część znajomych mówiła o tandetnej różnorodności tworzyw użytych do wykończenia kokpitu. Rzecz gustu. Dla mnie było ciekawie. Świetnie leżała w dłoniach niewielka, spłaszczona od góry i dołu kierownica. Do tego C5 Aircross kupił mnie olbrzymim, klimatyzowanym schowkiem w podłokietniku, który śmiało może służyć jako lodówka. Dla pasażerów w tylnym rzędzie przygotowano nawiewy i wyjścia USB, co wcale nie jest regułą. Pojemność bagażnika, według danych technicznych, wynosi aż 580 litrów. Za tą statystyką czai się jednak pułapka, bowiem pomiar wykonywano przy skrajnie dosuniętych do przodu tylnych fotelach, z których każdy może być przesuwany niezależnie od reszty. To umożliwia indywidualną aranżację przestrzeni.

Reasumując, C5 Aircross to jeden z najciekawszych modeli w swojej klasie. Pomysł Citroena, żeby limuzynę zastąpić SUV-em, okazał się trafiony. Choć nie jestem fanem pojazdów z tego segmentu, to akurat ten francuz zrobił na mnie zaskakująco dobre wrażenie. Ponadto, jego cena nie jest przesadnie wywindowana. Mając do dyspozycji niecałe 100 tysięcy złotych możemy myśleć o zakupie nowego samochodu. Atrakcyjnego, praktycznego i nadspodziewanie wygodnego. Oczywiście, łatwo powiększyć tę kwotę nawet o kilkadziesiąt tysięcy, lecz to już kwestia upodobań do technicznych nowinek i bajerów.

Następny

Kontakt

Napisz do mnie