Golf po czesku

Choć trudno w to uwierzyć, Skoda Scala jest dopiero pierwszym klasycznym kompaktem w najnowszej historii czeskiej marki. Szalenie popularna Octavia, którą często na siłę próbowano stawiać w szeregu z propozycjami konkurencji, to przecież znacznie większy samochód od chociażby Golfa, który od lat uchodzi za króla kompaktów. Jaka zatem jest różnica między uznanym Volkswagenem, a debiutującą Skodą?

Przede wszystkim: znaczek. Mimo, że Skoda od dobrych kilku lat produkuje naprawdę solidne, nowoczesne – korzysta przecież z myśli technologicznej Volkswagena – i praktyczne samochody, wciąż uchodzi za ubogą krewną niemieckiego potentata. Specjaliści od marketingu Skody nie zamierzają jednak specjalnie walczyć z tym stereotypem. Wręcz przeciwnie! Z bycia biedniejszą, a co za tym idzie tańszą marką, zrobili oręż w walce o klienta. Dowodem jest rewelacyjna kampania reklamowa flagowej limuzyny rodem z Czech, czyli nowego Superba, gdzie postawione zostaje pytanie „czym jest luksus”. – To nie robić nic na pokaz. To wybierać to, co się lubi, a nie co wypada – brzmi odpowiedź Skody, po której wnioski mają nasunąć się same. Pozostając przy hasłach reklamowych, słynna sentencja promująca jeden z proszków do prania – „jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać” – jawi się jako idealna puenta dla miłośników czeskiej motoryzacji. Taka retoryka trafia do wielu klientów, o czym najlepiej świadczą doskonałe wyniki sprzedaży Skody, zwłaszcza na polskim rynku. Wystarczy dodać, że najbogatsza, luksusowa wersja Superb kosztuje dwa razy mniej niż podobne auta klasy premium o zbliżonym wyposażeniu.

Przejdźmy jednak do głównej bohaterki testu, czyli Scali. Kiedy kilka miesięcy temu, podczas poznańskiego MotorShow, oglądałem debiutujący wówczas czeski kompakt, byłem pod dużym wrażeniem. Niby to Skoda, a jakaś taka… fajniejsza. Zgrabna linia nadwozia, przestronne wnętrze, przyzwoite wyposażenia. Hit sprzedaży murowany! Jednak nie tak prędko… Scala najprawdopodobniej nie zostanie szalenie popularnym samochodem na naszych drogach z kilku powodów. Po pierwsze, w salonach Skody pojawił się właśnie model Kamiq, czyli najprościej mówiąc Scala przerobiona na crossovera. Znając upodobania kierowców i chęć posiadania „uterenowionego” auta, to podniesiony o kilka centymetrów Kamiq wydaje się faworytem w rodzinnej walce o klienta. Po drugie, Scala wcale nie ma aż tak atrakcyjnej ceny, do czego przecież przyzwyczaiła nas Skoda. Według cennika na rok modelowy 2020, za czeski kompakt trzeba zapłacić od 70 do prawie 100 tysięcy złotych. Owszem, to wciąż mniej niż za bliźniaczo zestawionego Golfa, ale trudno pisać o wyśmienitej okazji. 

Jaka okazała się podczas tygodniowego testu kompaktowa Skoda? Na pewno lepsze wrażenie wywarła na mnie podczas samochodowej wystawy, gdzie zaprezentowana była w asyście świateł i seksownych hostess, niż na ulicy. Powiedzieć, że wygląda przeciętnie to może przesada, ale na pewno Scala nie jest samochodem, który za sprawą swojej urody porywa. Do przepięknej Mazdy 3, dynamicznego Renault Megane, czy eleganckiego w swej prostocie Golfa, jest jej daleko. Natomiast wymieniona trójka może z zazdrością patrzeć na bagażnik Scali, który jest bardzo pojemny. 467 litrów w kompakcie robi wrażenie. Niestety, po złożeniu tylnej kanapy, nie uzyskujemy efektu płaskiej podłogi, co jest sporym minusem. Poza tym mankamentem, trzeba wyraźnie podkreślić, że Scala jest naprawdę przestronnym autem. Mogą nią komfortowo podróżować cztery dorosłe osoby, co wcale nie jest regułą w wypadku kompaktów. Kapitalny efekt daje ogromny szklany dach, dzięki któremu w kabinie robi się jaśniej i przyjemniej. Jak to w Skodzie, cieszą gadżety w postaci skrobaczki do szyb umieszczonej za klapką wlewu paliwa, czy parasolki, którą znajdziemy schowaną w przednich drzwiach.

Może cieszyć także samo prowadzenie auta, które dość dobrze trzyma się w zakrętach. Do dyspozycji miałem odmianę z benzynowym, 150-konnym, turbodoładowanym silnikiem, współpracującym z automatyczną skrzynią biegów (DSG). O ile do dynamiki motoru trudno się przyczepić i za kierownicą Scali mogłem sobie „poszaleć”, tak zaskoczyła mnie praca przekładni. Stosowana od wielu lat w grupie Volkswagena skrzynia kilkakrotnie się pogubiła, co zaowocowało odczuwalnym opóźnieniem przy próbie gwałtownego przyspieszenia. Czy jest to wada konkretnego egzemplarza, czy jednak szerszy problem, trudno mi stwierdzić.


Spalanie, biorąc pod uwagę wyłącznie miejską jazdę, kształtowało się na poziomie 8-9 litrów paliwa na 100 kilometrów. Przy solidnym zapasie mocy, to dobry wynik. Jak to często bywa z samochodami prasowymi, testowy egzemplarz był bardzo dobrze wyposażony. A nawet miejscami za dobrze. O ile zazwyczaj jestem zwolennikiem dużych felg, tak 18-calowe obręcze w Scali okazały się przesadą. Przez nisko profilowe opony dało się dość mocno odczuć nierówności na drodze. Siedemnastki wydają się optymalnym wyborem.

Warto wspomnieć o wykończeniu wnętrza i zastosowanych w nim materiałach. Te są na zaskakująco wysokim poziomie. Dominują miękkie tworzywa, co daje przyjemny efekt. Ponadto, multimedialne centrum z umieszczonym na środku dużym (9,2 cala) dotykowym ekranem sprawdza się bardzo dobrze. Także do projektu deski rozdzielczej nie mam zastrzeżeń. Jest schludnie i przejrzyście. Dystans, który zawsze dzielił pod tymi względami Skodę od Volkswagena, w wypadku porównania Scali z Golfem jest – jeśli w ogóle jest – wcale nie taki wielki. Czy zatem z wciąż jakże ważnego segmentu aut kompaktowych wybrałbym właśnie Scalę? Nie. Ale również nie postawiłbym na Golfa. Inni europejscy, ale także azjatyccy, rywale mają ciekawsze propozycje.

Następny

Kontakt

Napisz do mnie