Inna od reszty

Mazda 6 to flagowy model w gamie japońskiej marki. Choć w obecnej, trzeciej generacji, jest na rynku od 2012 roku, wciąż wygląda świetnie. Elegancko i stylowo. Na ten test nie mogłem się doczekać jednak z zupełnie innego powodu. Chodzi o serce pojazdu. 2.5-litrowy, benzynowy wolnossący silnik to w dzisiejszej motoryzacji rzecz niespotykana. Japończycy konsekwentnie kroczą swoją drogą i trzeba przyznać, że wychodzi im to na dobre. Choć zdaję sobie sprawę, że pozbawiony turbiny motor nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie się spodobał. Tyle tylko, że nie od pierwszych kilometrów.

Z Mazdą trzeba się dobrze zapoznać i wtedy szanse na zaprzyjaźnienie się z klasyczną  japońską inżynierią są spore. Jeżdżąc ostatnio wyłącznie samochodami wyposażonymi w co najmniej jedną turbosprężarkę, musiałem się przyzwyczaić do nowego, a właściwie starego, rozwiązania. Przyznaję, że do japońskich aut z początku XXI wieku mam słabość. Chociażby siódmą generację Hondy Accord ze 190 konnym, 2.4-litrowym silnikiem VTEC,  zapamiętałem szczególnie dobrze. Dziś po Accordzie pozostały jedynie wspomnienia, bowiem Honda – niestety – wycofała ten popularny model z Europy.

Na podobny krok nie ma zamiaru porywać się Mazda. I całe szczęście, bo „szóstka” jest bardzo przyjemną odmianą na tle licznej konkurencji. Najmocniejszy w ofercie motor SKYACTIV-G generuje 194 konie mechaniczne. Pierwszą setkę da się osiągnąć w lekko ponad 8 sekund. Przyzwoicie. Musimy wtedy zaakceptować specyficzne wycie, dobiegające spod maski, gdy silnik wkręca się na obroty. Dźwięk 4-cylindrowego motoru. Jednak nie o wyścigowe zdolności, czy o rekordowe przyspieszenia tu chodzi. Decydując się na zakup Mazdy, docenimy inne walory. Czuć, że silnik pracuje niezwykle kulturalnie, dobrze uzupełniając się z 6-stopniowym automatem. Brak turbiny oznacza brak irytującej turbodziury, a reakcja na dotknięcie pedału gazu jest szybka i naturalna. Szkoda tylko, że nie ma możliwości doposażenia auta w napęd na cztery koła. Taka opcja występuje jedynie w przypadku mniej popularnego diesla. „Szóstka” prowadzi się komfortowo i nawet długa trasa nie męczy.

Myślałem, że duży benzynowy silnik będzie miał spory apetyt na paliwo. I tu największa niespodzianka. Mazda okazała się ekonomicznym autem! W trasie – pokonywanej wprawdzie bez większych szaleństw – udało mi się zejść poniżej 8 litrów benzyny na 100 kilometrów. W mieście należy dodać kolejny litr. Patrząc na rozmiar samochodu, to naprawdę doskonałe rezultaty. Gorzej sprawa wygląda przy szybkiej autostradowej jeździe. Nie dość, że wtedy Mazda zaczyna spożywać więcej paliwa, to w kabinie robi się zbyt głośno. Co ciekawe, podobno ostatni lifting przyniósł tu znaczącą poprawę. Zastanawiam się jak fatalnie wyciszona musiała być „szóstka” przed poprawkami. 

Testowany przeze mnie egzemplarz był bogato wyposażony (odmiana SKYDREAM, wyceniona na 182 800 złotych). Zdążyłem się już przyzwyczaić, że Mazdy aspirują do klasy premium i w wypadku flagowego modelu, nie mogło być inaczej. Wygodne skórzane podgrzewane i wentylowane fotele, estetycznie zaaranżowana kabina, czy deska rozdzielcza wykończona z przyjemnych w dotyku materiałów. Można poczuć się luksusowo. Dominują skórzane wstawki, co trzeba pochwalić, tak samo jak zganić należy szybko brudzące się tworzywo przypominające lakier fortepianowy. Multimedia Mazdy są dość archaiczne jeśli chodzi o ich grafikę, ale można tę wadę łatwo obejść, integrując z autem smartfon za pomocą kabla (systemy Apple CarPlay/AndroidAuto). Zamiast dotykowego ekranu zastosowano pokrętło i przyciski, działające intuicyjnie. Przydatnym bajerem jest system kamer 360 stopni, lecz wrażenie psuje kiepska jakość obrazu.

 Rozczarowuje ilość miejsca z tyłu. Mazda 6 to teoretycznie rodzinne, 4,8 metrowe kombi. U konkurentów jest bardziej przestronnie. Kiedy odpowiednio ustawiłem fotel kierowcy, z tyłu wygodnie mogli zasiąść jedynie niscy pasażerowie. Do dyspozycji mieli opcjonalnie podgrzewaną kanapę, wygodny podłokietnik ze złączami USB i nawiewy klimatyzacji. Bagażnik, jak to w kombi, jest całkiem ustawny, lecz jego pojemność (522 litry) nie rzuca na kolana.

Trzecia generacja Mazdy przeszła już trzy liftingi. Ostatni, z 2018 roku, niewiele zmienił jej wygląd zewnętrzny. Nie ma w tym nic złego, bo linia nadwozia nadal wygląda rewelacyjnie. „Szóstka” utrzymuje się w ścisłej czołówce najładniejszych, aczkolwiek nie najbardziej praktycznych, kombi w segmencie. Cieszę się, że prasowy egzemplarz nie był pokryty słynnym czerwonym lakierem „soul red crystal”, na jaki decyduje się zdecydowana większość klientów. Elegancki niebieski odcień pozwolił mi spojrzeć na nowo na znany model. W parze z 19-calowymi srebrnymi alufelgami wyglądał świetnie.

Według mnie „szóstka” spełnia rolę flagowego okrętu w coraz bardziej okazałej flocie Mazdy. Po tygodniowym teście i pokonaniu około 1000 kilometrów za kierownicą uważam ją za bardzo ciekawy samochód. Jasne, nie jest autem idealnym, ale ma w sobie to coś. Coś, co sprawia, że chce się na nią patrzeć, a przede wszystkim – tu zasługa nietypowego dziś silnika – chce się nią jeździć. 

Następny

Kontakt

Napisz do mnie