Mieszane uczucia

Mazda CX-30 to kolejny przedstawiciel popularnego segmentu crossoverów. Japońskie auto jest jednak zupełnie inne od konkurentów. Wyróżnia je niezwykle pieczołowicie wykończone wnętrze, w którym można poczuć się bardzo luksusowo, a także elegancka linia nadwozia. CX-30 może mieć pod maską innowacyjny silnik – Skyactiv-X – który jest odpowiedzią Mazdy na wszechobecny downsizing. 2 litry pojemności, brak turbiny, 180 koni mechanicznych i zapowiadane niewielkie spalanie paliwa. Brzmi świetnie! Niestety, w rzeczywistości nie jest już tak kolorowo…

Najnowsze dziecko japońskiej marki wpisuje się do gamy modeli Mazdy pod kątem wymiarów pomiędzy CX-3 (najmniejszy crossover), a CX-5 (kompaktowy SUV). Dlaczego zatem nie nazwano go, co mogłaby nakazywać logika, CX-4? Odpowiedź jest prosta. Otóż Mazda CX-4 już istnieje i to od 2016 roku. Tyle, że dostępna jest wyłącznie na chińskim rynku. Żeby uniknąć bałaganu z oznaczeniami, postanowiono, że większa CX-3 w Europie zyska dodatkowe zero w nazwie i stąd mowa o nowej Maździe CX-30.

Jest piękna. CX-30 zaprojektowano z wielką starannością i to widać na pierwszy, drugi i każdy kolejny rzut oka. Mamy do czynienia z nowoczesnym i drapieżnym pojazdem, któremu charakteru nadaje duży „grill” i skośne „oczy” w postaci ledowych reflektorów. Testowany przeze mnie egzemplarz nie był, o dziwo, w najbardziej rozpoznawalnym dla Mazdy czerwonym kolorze (wymyślony kilka lat temu przez Japończyków odcień nie przestaje się nudzić i wciąż wygląda fenomenalnie), lecz w klasycznej szarości. W połączeniu z 18-calowymi alufelgami taki zestaw tworzył spójną całość, choć na pewno taka CX-30 nie zwracała na siebie aż tyle uwagi, co w słynnej głębokiej czerwieni (Soul Red).

Najnowsza Mazda mierzy 440 centymetrów długości, więc można się spodziewać, że zastaniemy w kabinie całkiem sporo przestrzeni. A jednak, z perspektywy tylnej kanapy szału nie ma. Przy odpowiednio odsuniętym fotelu kierowcy (i to wcale nie „na maksa”, choć mierzę ponad 190 centymetrów wzrostu) pasażerowie za mną albo musieliby być wyjątkowo niscy, albo czekałoby ich podróżowanie w pokurczonej pozycji. Bagażnik ma, wedle danych katalogowych, 430 litrów pojemności. Całkiem nieźle, choć sprawia wrażenie mniejszego. Zresztą to nie jedyna nieścisłość między tym, co pisze Mazda w swoich folderach, a rzeczywistością.

Nie ukrywam, że jestem fanem tego jak Mazda aranżuje wnętrza swoich samochodów. Japończykom nie jest już tylko blisko do klasy premium. Według mnie, CX-30 można z pełnym przekonaniem wpisać do tej prestiżowej grupy aut. Zwłaszcza gdy przyjrzymy się innym, konkurencyjnym, często mocno plastikowym crossoverom. Deska rozdzielcza w CX-30 jest właściwie żywcem przeniesiona z kompaktowej „trójki”. I bardzo dobrze, bowiem w tym wypadku nie było sensu zmieniać czegoś, co wcześniej świetnie wymyślono. Materiały są z najwyższej półki. Nie licząc aut iście luksusowych, mało która marka może poszczycić się tak miłą skórą, którą obito fotele i deskę rozdzielczą. W prasowym modelu zastałem białą skórę na siedziskach i brązowe wstawki w okolicach centralnego wyświetlacza i nawiewów. Klasa! Plastiki również były miękkie i przyjemne w dotyku. Niepotrzebnie gdzieniegdzie dołożono tworzywo zwane lakierem fortepianowym, który nie do końca pasuje do tak eleganckiego wnętrza, ale to drobiazg. Bardzo fajnie wymyślono zegary, które są połączeniem tradycyjnych analogowych wskazówek, oraz elektronicznego wyświetlacza, imitującego klasyczne tarcze. Pamiętam, że podobny zabieg zastosował swego czasu Opel w Insignii. W Maździe ten patent wygląda jednak bardziej naturalnie.

Wyświetlacz centralny, o wysokiej rozdzielczości, nie jest dotykowy, lecz nie stanowi to żadnego problemu, bo z pomocą przychodzi spore pokrętło sterujące (niczym w BMW), działające bardzo intuicyjnie. Nie mogę napisać jednak o wzorcowej ergonomii, bowiem jedna rzecz w ciągu kilkudniowego testu wybitnie mnie irytowała. Lubię podczas jazdy rozmawiać przez telefon (oczywiście połączony z autem poprzez Bluetooth), a kiedy już to robię, często gestykuluję. Nie zliczę ile razy nagle rozłączyłem się przypadkowo dotykając wyżej opisywanego pokrętła. Kiedy miałem ułożoną rękę na podłokietniku (notabene bardzo wygodnym), wciśnięcie tej gałki przychodziło mi automatycznie. Detal, aczkolwiek frustrujący.

Czas przejść do tego, jak prowadzi się CX-30. 6-biegowa manualna skrzynia biegów? Bez zaskoczenia – wszak to Mazda – pracuje perfekcyjnie! Mając możliwość korzystania z tak dobrze działającej przekładni, ani przez chwilę nie tęskniłem za automatem. System start-stop, który zwykle wyłączam od razu po zajęciu miejsca za kierownicą, działał, ale w na tyle nieprzeszkadzający sposób, że nawet nie zadałem sobie trudu, żeby spróbować go dezaktywować. Układ kierowniczy? Taki, jakiego należy oczekiwać od crossovera. Zapewniający komfort, ale także odpowiednią czułość. Zawieszenie? Optymalnie zestrojone. Silnik? No cóż, w tym momencie pojawiają się schody… 

Absolutnie nie czuć, żeby wolnossąca jednostka miała 180 koni mechanicznych mocy. Gdybym nie znał już tego motoru i jego parametrów, dałbym mu maksymalnie 130 koni. Miałem okazję zapoznać się ze Skyactiv-X i opisać już jego działanie jesienią ubiegłego roku podczas pierwszych jazd prasowych w Bułgarii (piękne czasy, gdy Korona kojarzyła mi się głównie z drużyną z Kielc, a nie z torpedującym także motoryzacyjny świat wirusem). Wówczas przejechałem autem z tą innowacyjną jednostką raptem kilkadziesiąt kilometrów i byłem rozczarowany. Teraz, po dłuższym poznaniu, mogę stwierdzić, że pierwsze wrażenie było trafne. O ile po mieście, wóz prowadzi się całkiem płynnie i dynamika jest zadowalająca, tak w trasie, wyraźnie da odczuć się niedobór mocy. Choć w teorii 180 koni, jak na kompaktowy gabaryt auta, to przecież naprawdę sporo. Jak to w wolnossącej jednostce, trzeba dać silnikowi wkręcić się na obroty, lecz nawet wtedy, CX-30 nie ma ochoty żwawo przyspieszać. W katalogowe 8,9 sekundy do setki nie umiem uwierzyć i żałuję, że nie wykonałem własnych pomiarów. Skyactiv-X miał także cechować się wyjątkowo niskim zużyciem paliwa. 10 litrów na autostradzie, ponad 8 w mieście i niewiele mniej na zwykłej drodze krajowej. Specjalnych oszczędności to tu nie ma. Oczywiście, katalog mówi o czymś zupełnie innym. Skyactiv-X miał być rewolucją i rewelacją, a jest niewypałem…

Mazda CX-30 bardzo przypadła mi do gustu, bo jest bardzo komfortowo prowadzącym się samochodem, o luksusowym wnętrzu. Natomiast uważam, że nie ma żadnego sensu wydawać sporo więcej pieniędzy, aby mieć pod maską 180-konny Skyactiv-X. Prasowy model wyceniono na 155 tysięcy złotych. Na drugim biegunie cennika znajduje się wersja ze 122-konnym motorem (także wolnossącym i benzynowym). Jeden i drugi nie zapewni sportowych doznań, a skoro nie widać aż tak wielkiej różnicy to… wiadomo czego nie robić.

Następny

Kontakt

Napisz do mnie