Milik wyautowany

Nie tak miało zakończyć się letnie okienko transferowe dla Arkadiusza Milika. Reprezentant Polski, który był łączony z kilkoma silnymi europejskimi zespołami, ostatecznie pozostanie – co najmniej do końca roku – zawodnikiem, a właściwie to „więźniem” klubu z Neapolu. Na skutek poważnego konfliktu z prezesem Napoli, Polak nie ma szans na grę w żadnych rozgrywkach z udziałem pierwszej drużyny. Sportowa przyszłość 26-latka stanęła pod znakiem zapytania…

Jeszcze niedawno wydawało się, że kilkuletnia przygoda Arkadiusza Milika w SSC Napoli będzie wspominana z rozrzewnieniem. Polak przeprowadził się na południe Włoch w sierpniu 2016 roku. Pod Wezuwiuszem wiązano z tym transferem duże nadzieje. Milik miał raptem 22 lata, za sobą bardzo udany sezon w Ajaksie Amsterdam, a także obiecujący występ z reprezentacją narodową na EURO 2016. Włosi zapłacili za urodzonego w Tychach napastnika 32 miliony euro, co oznaczało, że Milik został wówczas najdroższym polskim piłkarzem. Dopiero w zeszłym roku ten transferowy rekord został pobity przez Krzysztofa Piątka (jego transfer z Genoi do Milanu opiewał na 35 milionów euro). Milik szybko wywalczył miejsce w pierwszym składzie Napoli i przez kilka sezonów stanowił o sile ataku drużyny. Niestety, dwukrotnie pauzował przez kilka miesięcy z powodu poważnych kontuzji. Najpierw zerwał więzadła krzyżowe w lewym, a później w prawym kolanie. Chociaż 26-latek może pochwalić się nienajgorszym bilansem strzeleckim w błękitnej koszulce (122 mecze, 48 goli), to nigdy nie był dla miejscowych kibiców wielkim idolem. Częściej wytykano mu marnowane okazje, niż doceniano strzelane bramki.

Od dłuższego czasu mówiło się, że Milik prędzej, czy później odejdzie z Neapolu. Jeszcze przed pandemią Polak był przymierzany do Atletico Madryt. Prawdziwa bomba transferowa wybuchła jednak kilka tygodni temu, gdy okazało się, że pozyskaniem Milika poważnie zainteresowany jest znienawidzony na południu Włoch Juventus Turyn. Trenerem najpotężniejszego włoskiego klubu był wtedy Maurizio Sarri, który znał się z Polakiem jeszcze za czasów wspólnej współpracy w… Napoli. Kiedy ta zaskakująca wiadomość dostała się do mediów, fani wściekli się na Milika, nazywając go zdrajcą, zanim ten zdążył podpisać jakąkolwiek umowę. Jak by tego było mało, niedługo później pracę w Juve stracił Sarri i temat sprowadzenia Polaka do Turynu zaczął cichnąć. Pozostał niesmak… To wtedy ekscentryczny prezes Napoli, Aurelio De Laurentiis, zaczął naciskać na Milika, żeby ten przedłużył swój kontrakt. Polski piłkarz, zdecydowany na opuszczenie drużyny, ani o tym myślał, co rozsierdziło nieznoszącego sprzeciwu Laurentiisa. – Patrzę na Milika, pytam, czy przedłuży kontrakt, a on się nie odzywa. Lekceważył mnie. Tak się nie robi. Nie u mnie! – grzmiał we włoskiej prasie wpływowy działacz.

Dalej historia z transferową telenowelą wokół 26-latka potoczyła się szybko, kończąc – delikatnie mówiąc – bez happy-endu dla naszego piłkarza. Chociaż do ostatnich godzin okienka transferowego pojawiały się kluby zainteresowane Milikiem (podobno agenci sportowca negocjowali z AS Romą, Tottenhamem Hotspur, Manchesterem United, czy Bayerem Leverkusen), to z żadnym z nich nie udało się osiągnąć porozumienia. Rozżalony Milik wyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, gdzie w pierwszym meczu z Finlandią strzelił nawet ładnego gola. Niestety, kolejnego powołania może już nie otrzymać, ponieważ selekcjoner reprezentacji zwykle chce mieć w drużynie zawodników, regularnie grających w klubie. Tymczasem, będąc już w Polsce, napastnik dowiedział się o brutalnej decyzji władz Napoli, które zdecydowały nie zgłaszać piłkarza ani do rozgrywek ligowych, ani do europejskich pucharów. W praktyce oznacza to, że przynajmniej do kolejnego okienka transferowego – które ruszy w styczniu – Milik nie zagra w klubie ani minuty. Dla piłkarza, walczącego nie tylko o transfer do nowego klubu, ale także marzącego o występie na przyszłorocznych Mistrzostwach Europy, taka sytuacja jest katastrofą. W tej zagmatwanej sportowej historii nie ma wygranych. Poszkodowany (według wielu, na własne życzenie) jest nie tylko zawodnik, którego czeka przerwa od gry na najwyższym poziomie, ale także klub, który prawdopodobnie nie otrzyma za swojego piłkarza ani centa. A można się było dogadać…

Foto: Forum

Następny

Kontakt

Napisz do mnie