Nie chce się zestarzeć

Volvo XC90 drugiej generacji pojawiło się w 2014 roku, a Szwedzi ani myślą o jego następcy. Co ciekawe, w ofercie cały czas jest dieslowska jednostka napędowa, tyle że wspomagana instalacją elektryczną (tzw. miękka hybryda). Niezmiennie głoszę, że do dużego SUV-a diesel to najlepsze – choć według wielu już niemodne – rozwiązanie. Jak wysokoprężny motor spisuje się w XC90 miałem okazję sprawdzić w trakcie ostatniego testu.

Siedem lat temu Volvo zaprezentowało następcę pierwszego XC90, które na rynku utrzymało się przez rekordowe dwanaście lat. Wtedy mieliśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją. Nowy model wprowadził szwedzką markę na wyższy poziom, kończąc dyskusję na temat obaw o bycie premium pod wodzą chińskich właścicieli z koncernu Geely. Mający prawie 5 metrów długości rodzinny wóz spełnia wszystkie cechy, aby traktować go jako pełnoprawny luksusowy i prestiżowy pojazd. Nie ukrywam, że od momentu premiery mam do niego słabość i XC90 wciąż jest na liście aut, które chętnie widziałbym w swoim garażu, gdy w końcu trafię szóstkę w totolotka. Czy zdążę szczęśliwie wytypować sześć numerków zanim Volvo pokusi się o kolejną generację flagowego SUV-a? Oby! Zwłaszcza, że mimo sędziwego (jak na motoryzacyjne realia) wieku, XC90 wcale nie odbiega od uznanej, goniącej za technologicznymi nowinkami konkurencji.

Co więcej, wizualnie to właśnie XC90 uznaję za najpiękniejszego dużego SUV-a. Elegancka linia nadwozia najwidoczniej jest ponadczasowa. Może nie sprawia już, że ludzie oglądają się za nią na ulicach, ale wynika to pewnie z faktu, że zdążyliśmy się już dobrze oswoić z widokiem masywnego Volvo na polskich drogach. Jak to zwykle bywa, prasowy egzemplarz skonfigurowano bardzo bogato, co znalazło odzwierciedlenie w cenie 393 tysięcy złotych (z czego ponad 100 tysięcy stanowią dodatkowe elementy wyposażenia). Zbędne na tej liście wydają mi się przesadnie duże, 21-calowe felgi, co w pewnym stopniu wpływa na komfort pokonywania dziur, których po mroźnej zimie mamy od groma. „Dwudziestki” byłyby w sam raz. 

Nie wybrałbym też wersji 7-osobowej, z rozkładanymi dwoma siedziskami w bagażniku. W ostatnim rzędzie zmieszczą się raczej tylko dzieci. Dorośli – o ile uda im się tam wsiąść – poczują się klaustrofobicznie. Poza tym, dodatkowy rząd siedzeń wpływa na pojemność bagażnika i ta nie wynosi zawrotnych przeszło 700 litrów, a trochę mniej (671 l). Mowa oczywiście o rozmiarze kufra, gdy nie korzystamy z miejsca numer sześć i siedem. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla rodzin wielodzietnych taka alternatywa może być bezcenna. Do pełni luksusu zabrakło elektrycznie domykanych drzwi. Czasem trzeba było nimi mocno trzasnąć, a to nie przystoi w wypadku auta, prezentującego taką klasę.

Ogólnie rzecz biorąc, zaoferowany do tygodniowego testu model zdecydowanie trafił w mój gust. Urzekł mnie brązowy lakier nadwozia, który w zależności od światła zmieniał swoją barwę. Jasne wnętrze, w którym dominowały skórzane materiały, ma pewnie tendencję do szybkiego brudzenia się, lecz jeżdżąc właściwie nowym autem, trudno mi wypowiadać się jak będzie wyglądał środek pojazdu np. po roku intensywnego rodzinnego użytkowania. Mogę za to stwierdzić, że wyważony z minimalistycznym smakiem projekt kabiny w połączeniu z najwyższej jakości materiałami (kapitalne wrażenie robią wstawki z prawdziwego, szlachetnego drewna, czy kryształowa gałka zmiany przełożeń automatycznej skrzyni biegów) daje piorunujący efekt. Szczególnie, gdy zdamy sobie sprawę, że przecież wymyślono go siedem lat temu. Wciąż jest świeżo, nowocześnie, ergonomicznie, a przede wszystkim szalenie wygodnie.

Volvo XC90 jest istnym połykaczem kilometrów. Długie trasy za jego kierownicą nie męczą. A jak radzi sobie z napędzaniem ciężkiego SUV-a raptem 2-litrowy, czterocylindrowy turbodoładowany diesel? Do 235KM płynących ze spalinowego motoru należy doliczyć 14KM, jakie dodaje elektryczny wspomagacz, który pracuje właściwie niezauważalnie. Taka moc to w mojej opinii akceptowalne minimum. XC90 nie jest wyścigówką (potrzebuje ok. 8 sekund, aby rozpędzić się do pierwszej setki), niemniej rodzinny charakter auta nie zachęca do nazbyt dynamicznej jazdy. Jasne, żałuję, że Szwedzi nie sprzedają swojego największego SUV-a z o wiele większym dieslem (wzorem mogłoby być 4-litrowe V8 znane z grupy VW oferowane niegdyś w Touaregu), ale z drugiej strony w wypadku odchodzących do lamusa jednostek wysokoprężnych i tak doceniam, że taka ostała się w XC90. Volvo nigdy nie słynęło z super-oszczędnych silników, dlatego wynik, który osiągnąłem po przejechaniu 800 kilometrów (miasto, drogi krajowe, autostrady) na poziomie 10 litrów zużycia oleju napędowego na 100 kilometrów oceniam jako naprawdę niezły. I to bez konieczności zawracania sobie głowy ładowaniem elektrycznego motoru jak w wypadku zbierających coraz większą popularność hybryd plug-in. 

Trochę raził charakterystyczny dieslowski klekot, zwłaszcza przy wkręcaniu motoru na wyższe obroty. Przydałoby się go uszlachetnić, a właściwie to wygłuszyć. Natomiast recepta na te wątpliwej przyjemności doznania akustyczne była prosta: korzystać z możliwości doskonałego systemu audio firmy „Bowers&Wilkins”. Jestem zachwycony tym rewelacyjnym nagłośnieniem i – choć należy za nie dopłacić prawie 15 tysięcy złotych – wielbiciele koncertów w podróży z pewnością docenią jego brzmienie. Odnośnie bardzo przyjemnego, wręcz relaksującego prowadzenia, mam jeszcze jeden zarzut. XC90 nie należy do najbardziej zwrotnych aut i na ciasnych parkingach trzeba się czasem napocić. Problem częściowo rozwiązałaby tylna oś skrętna, lecz Szwedzi – niestety – nie korzystają z tego praktycznego patentu.

XC90 nie jest pozbawione wad, nie jest jeżdżącym ideałem, ale ma w sobie „to coś”. Za to jak czuję się za jego kierownicą, jak odnajduję się w jego wnętrzu, daję mu najwyższą notę. Cóż, pozostaje mi chyba popędzić do kolektury… 

Następny

Kontakt

Napisz do mnie