Nie taka mikra

Małe miejskie samochody rosną z generacji na generację. Nie inaczej jest z Nissanem Micrą w piątej odsłonie, który – podobnie jak liczni konkurenci z segmentu B – nie chciałby, żeby nazywać go „maluchem”. Japoński producent zadbał nie tylko o poprawę wymiarów auta, ale też mocno skupił się na prezencji popularnego mieszczucha. Atrakcyjna linia nadwozia, w połączeniu z eleganckim, wykończonym dobrej klasy materiałami wnętrzem, staje się powoli standardem w tej klasie pojazdów. Czym wyróżnia się Micra?

Auto do miasta – czyli jakie? Prawdopodobnie na jednym z pierwszych miejsc podczas takiej wyliczanki znalazłby się właśnie Nissan Micra, czyli samochód, którego historia sięga jeszcze 1982 roku. Nie ukrywam, że lepiej kojarzę drugą i trzecią generacje, które były produkowane przez długie 18 lat (1992-2010). Cechy szczególne? Owiana legendą bezawaryjność i bryła, która zdecydowanie bardziej odpowiadała kobietom. Nieraz natrafiałem na zdjęcia, gdzie dumne właścicielki doklejały swoim cackom… rzęsy do przednich, okrągłych reflektorów. Jeśli dodać do tego różowy kolor lakieru, otrzymamy wóz, którym jeździłbym chyba jedynie w nocy i to raczej po bezludnych terenach. Aczkolwiek rozumiem – a przynajmniej próbuję zrozumieć – że taki pomysł na auto mógł się komuś podobać. Na szczęście, w przypadku najnowszej odmiany – choć wcale nie tak nowej, bo zaprezentowanej w 2016 roku – Nissan postanowił zerwać z niemęskim stereotypem. Wyszło zdecydowanie na plus.

Mimo upływu kilku lat od premiery Micry, ta wciąż wygląda świeżo i nowocześnie. Mały Nissan sporo zyskuje w odważnych konfiguracjach, jak chociażby w tej, którą jeździłem przez ostatni tydzień. Pomarańczowy kolor świetnie łączył się z czarnymi lusterkami, listwami, czy 17-calowymi felgami, co uwydatniało ostre rysy auta. Micra ma prawie 4 metry długości,  co oznacza ponad 20-centymetrowy wzrost w porównaniu do poprzednika. Nie jest to jednak szczególnie imponujący wynik w klasie, bowiem sporo najnowszych przedstawicieli segmentu B śmiało przekracza 4 metry. 

W wypadku testowanego auta zwiększyła się przestrzeń w przednim rzędzie i w bagażniku. Jeżdżąc we dwójkę nie sposób było narzekać na ciasnotę. Dodając do tego całkiem wygodne fotele, warunki podróży były komfortowe. Przeciętnie – żeby nie powiedzieć słabo – wypada za to ilość miejsca na tylnej kanapie. Jasne, zmieściła się tam dwójka dzieci, ale z dorosłymi nie poszłoby już tak łatwo. Przestrzeń bagażowa wynosi 300 litrów i powiem szczerze, że po otworzeniu tylnej klapy byłem mocno zaskoczony. „Na oko” kufer wyglądał na bardziej pojemny. Co ciekawe, pod jego podłogą znalazło się także miejsce na koło zapasowe.

Jednym z głównych atutów najtańszego Nissana jest wykończenie wnętrza. Hasła o klasie premium może byłyby na wyrost, ale trzeba uczciwie stwierdzić, że za jakość i pomysł na aranżację kabiny Japończykom należy się piątka. Spodobało mi się obicie sporej części deski rozdzielczej miłym w dotyku, miękkim tworzywem w kolorze lakieru auta. Jestem zwolennikiem ożywiania w taki sposób małych miejskich samochodów. Nie brakowało przydatnych schowków. Między kierowcą, a pasażerem znalazłem aż trzy miejsca na napoje. Dzięki ciekawemu podświetleniu w jasne kropki, fajnie wyglądała spora półeczka na telefon czy głośniki umieszczone w zagłówku kierowcy. Niemniej, poza efektownym wyglądem, nie potrafiłem docenić walorów akustycznych. Podobne rozwiązanie spotkałem rok temu w większym Juke’u i wtedy również zastanawiałem się, czy coś jest nie tak z moim słuchem. Po rozmowach z kolegami dziennikarzami uspokoiłem się, że nie ogłuchłem. Raczej nie warto dopłacać za taką innowację. 

Skoro o pieniądzach, to najtańszą Micrę można obecnie kupić za mniej niż 60 tysięcy złotych (mowa o modelach z rocznika 2020). Testowany egzemplarz kosztował ponad 20 tysięcy więcej, lecz nafaszerowany był mnóstwem gadżetów. Prosty, choć nieźle działający system multimedialny z możliwością praktycznej łączności ze smartfonem, kamery cofania (z rzutem 360 stopni), tempomat, systemy bezpieczeństwa, podgrzewane fotele… Patrząc na rywali, cena jest zatem całkiem konkurencyjna.

A jak to jeździ? Poprawnie, ale bez szału. 3-cylindrowy, turbodoładowany, benzynowy silnik, o mocy 100KM – zwłaszcza w połączeniu z automatyczną bezstopniową skrzynią biegów (CVT) – nakazuje zapomnieć o większej frajdzie z jazdy. 13 sekund do setki to słaby rezultat, aczkolwiek w miejskim ruchu nie czułem, żeby Micra często łapała zadyszkę. Ponarzekam za to na trzy inne kwestie. Po pierwsze, pedał gazu umieszczono zdecydowanie za blisko tego od hamulca. W zimowych butach – chcąc przyspieszać – ocierałem się o sąsiadujący pedał. Irytujące i niebezpieczne. Druga rzecz – spalanie paliwa. Jak na auto o niewielkim gabarycie, miernej dynamice i małym silniku, liczyłem, że Micra okaże się bardzo ekonomiczna. Tymczasem, po tygodniowym teście komputer pokładowy wskazywał prawie 8 litrów na 100 kilometrów (przeważały podróże po mieście). Ok, nie ma dramatu, lecz też nie ma się czym szczycić. Co ciekawe, ta wartość szczególnie nie wzrastała podczas autostradowej jazdy. Mało tego, na autostradzie Micrę prowadziło mi się bardzo dobrze. Samochód jest dobrze wyciszony, a poza tym nawet przy większych prędkościach zachowuje się stabilnie, nie sugerując kierowcy, żeby czym prędzej wracał do miasta, czyli naturalnego środowiska aut z segmentu B. 

Ostatnim poważnym minusem było zachowanie silnika na wolnych obrotach. Bardzo często wpadał w potężne wibracje, przez co czułem się, jakbym miał na sobie reklamowany przed laty w telezakupach pas wyszczuplający. Aby upewnić się, czy te drgawki to zasługa motoru, otworzyłem maskę i zobaczyłem telepiący się malutki silnik, który sprawiał wrażenie jakby chciał uciec na zewnątrz. Dlatego trudno mi mówić o wysokiej kulturze jego pracy, a właśnie z takimi opiniami spotkałem się wśród testujących wcześniej Micrę. No cóż, widocznie jedni lubią się potrząść, inni doczepić reflektorom rzęsy, a jeszcze inni poszukają aut wśród konkurencji. Bardzo licznej i bardzo silnej. Niech żyje różnorodność!

Następny

Kontakt

Napisz do mnie