Nie taka zła…

…jak wielu ją postrzega. Ale też pozbawiona choćby pierwiastka emocji. Taka jest Dacia Duster, czyli bezdyskusyjnie najpopularniejszy SUV na naszych drogach, który od wielu miesięcy utrzymuje się w ścisłej czołówce sprzedaży nowych aut w Polsce. Głównym powodem rynkowego sukcesu pojazdu rodem z Rumunii jest jego rewelacyjna cena, ale także duża wszechstronność, dzięki której Duster to auto wielozadaniowe.

41 900 złotych. Od takiego pułapu startuje cennik Dustera, co w czasach stale drożejących samochodów, jest ewenementem. Owszem, za tą kwotą czai się haczyk, bowiem mało kto zdecyduje się na tę najbiedniejszą, pozbawioną choćby radia, czy klimatyzacji, odmianę. Niemniej jednak dokładając kilkanaście tysięcy, otrzymamy już dość przyzwoicie wyposażonego SUV-a, z napędem na cztery koła, oraz kilkoma elektronicznymi gadżetami, którego cena nadal pozostanie szalenie atrakcyjną.

Zwykle przy recenzowaniu nowych samochodów skupiam się na znalezieniu jak największej ilości wad. W przypadku Dustera podejrzewałem, że sztuką będzie docenienie jego ewentualnych atutów. Stereotyp, jaki ciągnie się za Dacią, nie jest – delikatnie mówiąc – najlepszy. Kiedy odbierałem auto od warszawskiego dealera, czekała mnie miła niespodzianka, gdyż okazało się, że do tygodniowych testów przejmę zupełnie nowy egzemplarz, którym nikt wcześniej nie jeździł. Samo obcowanie z samochodem, w którym mocno czuć zapach nowości (jeden z przyjemniejszych, jakie znam), zawsze cieszy. Każdy przecież marzy o wyjechaniu swoim autem prosto z salonu, a Dacia oferuje taką możliwość za bardzo przystępne pieniądze. Patrząc na parkingu na czarnego Dustera, doszedłem do wniosku, że to naprawdę ładny, całkiem zgrabnie zaprojektowany wóz. Pierwsze pozytywne wrażenie nie minęło także po zapoznaniu się z wnętrzem pojazdu. Jasne, materiały zastosowane do jego wykończenia, to wyłącznie twardy jak skała plastik, lecz na to byłem w pełni przygotowany. Zaskoczyło mnie za to ich bardzo dobre spasowanie, a także sama estetyka deski rozdzielczej, która jest miła dla oka. 

Tradycyjnie, na pierwszy ogień czekała mnie przeprawa ze stolicy do Łodzi i wówczas czar zaczął pryskać. Duster na autostradzie nie czuje się najlepiej, co jest wyraźnie odczuwalne. Przekraczając 130km/h rumuński SUV staje się niepewny. Dbając o swoje bezpieczeństwo, nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl sprawdzenie, czy deklarowana przez producenta prędkość maksymalna – czyli 190km/h – jest prawdziwa. Autem mocno buja, a układ kierowniczy, słabo współpracuje z kierowcą. O jakiejkolwiek precyzji w jego działaniu nie ma tu mowy. Poza tym, w kabinie robi się głośno, co także przyczynia się do braku komfortu. Ponadto, raptem po półtorej godzinie jazdy, wysiadłem z Dacii obolały, gdyż fotele są „fotelami” tylko z nazwy. Chociaż podobno w drugiej generacji (produkowanej od 2017 roku), są i tak o niebo lepsze niż w poprzedniku, co szczerze mówiąc trudno mi sobie wyobrazić. Dodatkowo, krótka przejażdżka po mieście utwierdziła mnie w przekonaniu, że układ kierowniczy nadal jest nieprzyjemnie leniwy, a żeby wykrzesać z Dustera choć trochę dynamiki (katalogowe 11,6 „do setki”), trzeba solidnie żonglować przesadnie długim lewarkiem skrzyni biegów, co jest męczące. Fakt, jeździłem dieslem (1.5, o pojemności 110KM), gdzie „jedynka” służy tylko do wprawienia auta w ruch. Pozostałe przełożenia okazały się jednak równie krótkie. – To zdecydowanie nie będzie wymarzona motoryzacyjna przygoda – stwierdziłem na myśl o następnych dniach z Dusterem w tle, zastanawiając się za co będę mógł go pochwalić.

Kolejne kilometry pokonywałem głównie po mieście, jak i poza nim – unikając już tras szybkiego ruchu. Motor okazał się bardzo ekonomiczny, bowiem spalanie na poziomie 6,5 litra paliwa na 100 kilometrów, to świetny wynik. Każdego dnia jeździłem Dusterem bardziej z obowiązku, niż dla przyjemności, lecz nie ukrywam, że kilkoma drobiazgami mi zaimponował. W pełni przekonałem się do aranżacji deski rozdzielczej (poprzez kilka detali, widać tu współpracę z modnym Renault) i gdyby tylko gdzieniegdzie pojawiły się – choćby w śladowej ilości – miękkie tworzywa, efekt byłby naprawdę dobry. Bardzo dobrze w dłoniach leżała kierownica, którą od Dacii mogłoby zapożyczyć kilka znacznie bardziej renomowanych europejskich marek. Prasowy egzemplarz był wyposażony „na maksa”, co objawiało się m.in. obecnością podstawowego, choć bardzo przejrzystego i łatwego w obsłudze, komputera pokładowego, a także umieszczonego centralnie, kolorowego wyświetlacza, odpowiadającego za multimedia. Kiedy podpiąłem do niego smartfon, okazało się, że Duster wyposażony jest w system Apple CarPlay/Android Auto. Brawo! Zwłaszcza, że ten przydatny bajer wcale nie jest standardem i to nawet w autach z klasy premium. Warto wspomnieć też o systemie kilku (!) kamer – nie tylko z przodu i z tyłu, ale także po bokach – dzięki któremu parkowanie powinno stać się łatwiejsze. Powinno, gdyż jakość obrazu na ekranie, lepiej przemilczeć.

Po zjechaniu z utwardzonej nawierzchni, Dacia spisywała się jak należy, nie bojąc się grząskiego terenu (dołączany mechanicznie napęd na wszystkie koła sprawdzał się bez zarzutu). W dobie wszechobecnych SUV-ów i crossoverów, z których spora część nie ma nic wspólnego z terenem, Duster potrafił pokazać charakter. Doceniłem także jego wszechstronność – dość obszerne wnętrze i spory bagażnik czynią z tego budżetowego auta, pojazd rodzinny, ale także mogący służyć do pracy. 

Po siedmiu dniach spędzonych za kierownicą tego królującego na naszych drogach auta, zrozumiałem dlaczego masa ludzi szturmuje salony Dacii w całym kraju. Choć nie udało mi się poczuć jakiejkolwiek frajdy z jazdy Dusterem, to ten samochód dla wielu może mieć sens. Przecież niekoniecznie każdy musi być pasjonatem motoryzacji. Stosunek ceny, do tego co otrzymujemy w zamian, jest bardzo dobry. Mój dobry znajomy, który otwarcie przyznaje, że auto służy mu jako alternatywa dla komunikacji miejskiej, pozwalająca sprawnie i bezstresowo przemieszczać się z punktu a do b, należy do grona zadowolonych posiadaczy Dustera. Słuchając o cenach innych nowych aut, tylko łapie się za głowę. Osobiście, zamiast wydawać pieniądze na Dacię, wolałbym podjąć ryzyko, związane z zakupem używanego samochodu. Takiego, do którego – w przeciwieństwie do Dacii – poczułbym choć trochę chemii.

Następny

Kontakt

Napisz do mnie