Odzyskał formę

Mocny atak Citroena na segment kompaktów. Francuzi, wprowadzając trzecią generację C4 liczą, że ich najnowszy model zostanie dobrze przyjęty przez europejskich kierowców. Odważna linia nadwozia nawiązuje do czasów, kiedy Citroen nie bał się produkować oryginalnych i ciekawych samochodów. Ponadto, nowy C4 cechuje się ponadprzeciętnym komfortem prowadzenia, za co odpowiada wyjątkowo zaprojektowane zawieszenie. O pozostałych zaletach jak i kilku wadach przekonałem się w trakcie tygodniowego testu…

Na początek trochę historii. W 2004 roku poznaliśmy model C4, który zastąpił w gamie Citroena popularną Xsarę. Oferowany w dwóch wersjach nadwozia (5-drzwiowe Berline oraz 3-drzwiowe coupe) samochód robił niemałe wrażenie. Na tle rywali wyróżniał się intrygującą stylistyką, nad którą rozpływali się miłośnicy francuskich aut. Wewnątrz zaskakiwał futurystycznym – jak na tamte czasy – projektem deski rozdzielczej z cyfrowym prędkościomierzem umieszczonym na jej środku. Innym znakiem szczególnym C4 sprzed kilkunastu lat była unikatowa kierownica, w której obracał się jedynie sam wieniec. Wyglądało to efektownie, lecz nie było do końca praktyczne. Bez dwóch zdań o pierwszej generacji C4 można było powiedzieć, że miała swój styl i zostawiła warty zapamiętania ślad w dziejach francuskiej motoryzacji. Zupełnie inaczej było z następcą, debiutującym w 2010 roku. Citroen najwidoczniej postanowił trochę spoważnieć i zaprezentowany C4 drugiej generacji był autem aż nazbyt nudnym i konserwatywnym. Czy dziś ktoś wspomina produkowane do 2017 roku auto ze szczególnym zachwytem? Nie sądzę. Na szczęście trzecia odsłona C4 z nudą nie ma nic wspólnego.

O gustach trudno dyskutować. Sam bardzo lubię nietypowe samochody i takim, pod kątem wyglądu, na pewno jest nowy C4. Francuski kompakt przyciąga spojrzenia, choć pewnie nie zawsze przychylne. Jego stylistyka może być uznana za dziwaczną i zbyt przekombinowaną, ale akurat dla mnie ta nieszablonowość jest jednym największych atutów Citroena. Francuzi lekko ulegli popularnemu trendowi przekształcania miejskich i kompaktowych aut w crossovery, lecz w tym wypadku to tylko złudzenie. Na pierwszy rzut oka C4 wydaje się wpisywać w crossoverowy nurt poprzez plastikowe osłony nadkoli, progów czy zderzaków, ale wcale nie wyróżnia się prześwitem (lekko ponad 15cm) jakim szczycą się właśnie crossovery czy SUV-y. O zapuszczaniu się w trudny teren trzeba zapomnieć. 

Niemniej zza kierownicy nowego C4 można też zapomnieć o stanie naszych dróg, które po mroźnej zimie wciąż przypominają szwajcarski ser. Niespotykany w segmencie komfort prowadzenia zaskoczył i zachwycił mnie najbardziej podczas testowania kompaktu Citroena. – Zawieszenie z „Progressive Hydraulic Cushions”wywołuje wrażenie podróżowania latającym dywanem – przeczytałem w materiale prasowym zanim odebrałem kluczyki od auta. Marketingowcy słyną z tego, że potrafią wyjątkowo barwnie opisywać rzeczy, które w rzeczywistości nie okazują się niczym wyjątkowym. Latający dywan? Już po pierwszych kilometrach wiedziałem, że tym razem nikt tu nie przesadził. Citroen z bajeczną łatwością pokonuje wszelkie nierówności kapitalnie izolując kierowcę i pasażerów od nieprzyjemnych doznań. Utwierdziłem się w tym przemierzając łódzkie ulice, na których trudno znaleźć gładki odcinek. Zawieszenie w połączeniu z bardzo wygodnymi fotelami (to już chyba domena nowych Citroenów, bo równie przyjemne siedziska spotkałem w C5 Aircross) pozwalały zrelaksować się za kierownicą.

Taki relaks był potrzebny po irytacji jaka towarzyszyła mi za każdym razem gdy wsiadałem do samochodu. Otóż próg, który należało pokonać aby znaleźć się w środku, poprowadzono absurdalnie wysoko, przez co zawsze uderzałem się o niego nogą. Identyczny „patent” spotkałem kilka tygodniu temu, gdy sprawdzałem nowego Opla Mokkę. Najwidoczniej to uboczny i słabo przemyślany efekt współpracy niemieckiej i francuskiej marki, które od niedawna są przecież w jednym koncernie Stellantis, do którego zaliczają się także m.in. Peugeot, Alfa Romeo, Fiat czy Jeep. Znalazłem też podobny jak w Oplu elektroniczny przełącznik od automatycznej skrzyni biegów. O ile w niemieckim crossoverze nie miałem powodów, żeby na niego narzekać, tak w Citroenie działał kapryśnie i odpowiednie przełożenie nie zawsze chciało od razu „zaskoczyć”. Irytujące.

Nie przypadł mi do gustu także dźwięk pracy trzycylindrowej jednostki benzynowej 1.2, oferowanej w trzech odmianach mocy (100, 130, 155KM). Odebrałem z parku prasowego tę najmocniejszą i wydobywający się spod maski warkot przypominał ten znany ze starszych diesli. 155 koni mechanicznych wydaje się naprawdę dużą ilością jak na kompakt, lecz testując auto trudno było mówić o szalonej dynamice. Było ok, ale nic poza tym. 

Podobnie oceniam średnie spalanie paliwa, które po kilkuset kilometrach zróżnicowanej jazdy wyniosło ok. 9 litrów benzyny na 100km. Cieszy, że Francuzi nie przesadzili z ceną pojazdu. Wprawdzie „mój” egzemplarz wyceniono na ponad 120 tysięcy złotych, lecz trzeba podkreślić, że był wyposażony „po kokardę” – ze skórzanymi fotelami i panoramicznym dachem włącznie. W bazowej wersji, 100-konne auto możemy kupić za niecałe 75 tysięcy, co brzmi przyzwoicie jak na drożejące z roku na rok koszty zakupu nowych samochodów.

Wiele francuskich wozów słynie z przestronnie zaprojektowanych wnętrz i mnogości większych i mniejszych schowków. Nie inaczej jest z nowym C4. Miejsca w kabinie było sporo (zwłaszcza z perspektywy tylnej kanapy), bagażnik (380 litrów) okazał się ustawny, a ilością skrytek na napoje czy różne przedmioty Citroen mógłby się podzielić z co najmniej jeszcze jednym autem. Względy praktyczne ani trochę nie ustąpiły pola krzykliwemu designowi. I bardzo dobrze. Tak samo jak dobrze, że z powrotem mamy Citroena C4 o własnym, unikatowym stylu. Powrót do awangardy powinien Francuzom zaprocentować…

Następny

Kontakt

Napisz do mnie