Rasowy kot

Bardzo elegancki i zarazem drapieżny jak przystało na Jaguara. Dający mnóstwo frajdy z jazdy, zarówno kierowcy jak i pasażerowi. Pod warunkiem, że ten siedzi z przodu. Taki jest XE, czyli najmniejszy sedan w gamie brytyjskiego producenta. 

Kiedy myślimy o średniej wielkości sedanie z półki premium do głowy przychodzą od razu przedstawiciele wielkiej niemieckiej trójcy. W przypadku BMW, Audi i Mercedesa walka o prym trwa od wielu lat. Do tego grona należy zaliczyć także świetne Volvo S60, czy przepiękną Alfę Romeo Giulię. W stawce jest jeszcze jeden, mniej popularny gracz. Przyczajony Jaguar XE zrobił na mnie świetne wrażenie, a fakt, że jest nieoczywistym wyborem działa tylko na jego plus. Aż dziw bierze, że tak rzadko można go spotkać na naszych drogach.

Estetycznie XE w pełni trafił w moje upodobania. Agresywna linia nadwozia jest taka, jakiej należy oczekiwać od drogiego, współczesnego wozu. Jaguar nie jest przekombinowany. Zaprojektowano go z klasą i charakterem, który dodatkowo podkreślał pakiet stylistyczny R-Dynamic. W takiej wersji otrzymałem go do kilkudniowych testów, dzięki uprzejmości salonu „British Automotive Łódź”. Czarne, 19-calowe alufelgi, czerwone zaciski hamulców i dodatkowe nakładki na zderzak powodowały, że Jaguar zwracał na siebie uwagę.

Nie tym jednak XE zachwycił mnie najmocniej. Wyceniony na ponad 270 tysięcy złotych pojazd (cena bogatej, mocno doposażonej wersji) prowadził się genialnie! Już sama pozycja za kierownicą, którą uznaję za wzorcową, zapowiadała dobre wrażenia z jazdy. Siedzi się nisko, ale nie do przesady. Aby zająć miejsce za sterem, nie trzeba się specjalnie nagimnastykować. Gorzej jest z miejscem dla pasażerów, ale o tym za chwilę… Ładna, mięsista kierownica dobrze leży w dłoniach. Najbliższe otoczenie kierowcy – jak to w klasie premium – wykonano z wysokiej jakości tworzyw. Testowany przeze nie egzemplarz miał napęd wyłącznie na tylną oś, co było przyjemną odmianą wśród dominujących na rynku przednionapędowców. Mimo sprawnie działających systemów bezpieczeństwa, przy bardziej agresywnej jeździe (a do takiej XE zdaje się zapraszać całym sobą), możemy pozwolić sobie na lekkie zarzucenie tyłem, podnoszące adrenalinę. Oczywiście, wszystko w kontrolowanych warunkach. Z drugiej strony auto doskonale trzyma się drogi i w nawet szybko pokonywanych łukach mknie jak po szynach. Jaguar wcale nie musi mieć pod tym względem kompleksów choćby wobec BMW, które nie bez powodu uchodzi za dające najwięcej frajdy z jazdy.

Brytyjczyk może za to z podniesioną głową patrzeć na Audi. Dobrze znam dieslowskie silniki od marki z czterema pierścieniami w logo. Solidne jednostki cechuje spora turbodziura i zbyt długi czas reakcji na wciśnięcie pedału gazu, co bywa frustrujące. Jaguar XE, z którym obcowałem przez kilka dni, pod maską miał także, nie budzący pozornie większych emocji wysokoprężny motor. A jednak! 180 koni mechanicznych – ku mojemu zaskoczeniu – dawało radę. Zadowalająca elastyczność i niezła dynamika sprawiły, że doszedłem do wniosku, iż więcej mocy do codziennego podróżowania tym zgrabnym sedanem nie potrzeba. Podczas jednej ze spokojnych przejażdżek po krajowych drogach województwa łódzkiego osiągnąłem spalanie poniżej 6 litrów na 100 kilometrów, a to doskonały wynik. W mieście do tej wartości należy dołożyć mniej więcej 2 litry. Benzynowe, mocniejsze odmiany będą miały znacznie większy apetyt na paliwo. Wadą diesla jest mało atrakcyjny dźwięk. W ogóle Jaguar jest przeciętnie wyciszony, co dało się odczuć w trakcie szybszej jazdy autostradą.

XE wygląda na znacznie większe auto, niż jest w rzeczywistości. Z perspektywy tylnej kanapy jest bardzo ciasno. Za mną (190 cm)  trudno byłoby komukolwiek się zmieścić. Jeśli chcemy nacieszyć się komfortem klasy premium, musimy ograniczyć się do podróżowania maksymalnie we dwójkę. Także bagażnik, oferujący raptem 410 litrów pojemności, wypada blado. 

Moja „testówka” była naszpikowana mnóstwem elektronicznych gadżetów. Najciekawsza była kamera, umieszczona na dachu w tzw. płetwie rekina. Obraz z niej trafiał na środkowe lusterko. Pierwsze wrażenie było… dziwne. Takie rozwiązanie ma jednak sens, bowiem nie musimy martwić się o ograniczoną widoczność za sprawą grubych słupków z tyłu, czy obecnością pasażerów za nami. O ile na parkingu sprawdzało się to nieźle, tak w ruchu ulicznym mogło zakręcić się w głowie. Jasne, funkcję można dezaktywować jednym kliknięciem, lecz założyłem sobie, że w trakcie kilkusetkilometrowego testu będę jeździł wyłącznie z kamerką. Udało mi się przyzwyczaić do tego patentu i nawet go polubić. Jednak, gdy po oddaniu Jaguara wsiadłem do auta z normalnym lusterkiem, uznałem je za lepsze, naturalne rozwiązanie. Typowe lustro nie męczy wzroku. Nie każe skupiać się raz na cyfrowym obrazie, a raz na drodze. Multimedia… Nie ma sensu znów się nad nimi rozwodzić. W Jaguarze sprawa wygląda bliźniaczo do opisywanego ostatnio przeze mnie Range Rovera Sport. Świetna jakość, jeśli chodzi o rozdzielczość ekranów i bardzo kiepska  intuicyjność obsługi. Może to domena Anglików, którym obce są proste rozwiązania. 

Starzejąc się, powinienem fascynować się wszelkiej maści wygodnymi SUV-ami. Są przecież przestronne, gwarantują dobrą widoczność, a co za tym idzie bezpieczeństwo. Tymczasem coraz bardziej podobają mi się nisko zawieszone sedany. Coraz częściej z pożądaniem zaczynam patrzeć w ich kierunku. Po kilkudniowej przygodzie z Jaguarem chciałem wszem i wobec ogłosić niepopularny pogląd: niech żyją sedany! Zwłaszcza prowadzące się tak, jak XE. I niech żyje różnorodność! Tak bardzo potrzebna. Nie tylko w motoryzacji…

Następny

Kontakt

Napisz do mnie