Uwielbiam ten pęd powietrza pod nartami
Rozmowa z Kamilem Stochem, liderem kadry skoczków narciarskich
– 22 listopada rusza kolejny cykl Pucharu Świata, już piętnasty w Pańskiej karierze. Czy będąc zawodnikiem, który w tym sporcie osiągnął praktycznie wszystko, trudno zmobilizować się do pracy przed długim, męczącym sezonem?
– Tak naprawdę nie muszę się specjalnie motywować. Dla mnie wystarczającym zastrzykiem energii jest sama możliwość uprawiania sportu, który kocham. Uwielbiam to robić, uwielbiam być w locie, uwielbiam czuć pod nartami ten pęd powietrza. I zawsze chcę skakać najlepiej jak tylko potrafię.
– Tej zimy nie odbędzie się żadna kluczowa impreza jak Igrzyska Olimpijskie, czy Mistrzostwa Świata…
– Każde zawody są ważne i wyjątkowe. Nie ma znaczenia, czy są to Igrzyska Olimpijskie, Mistrzostwa Świata, czy Mistrzostwa Polski. Chociaż rzeczywiście, nie czeka nas jedna najważniejsza impreza, na którą powinniśmy szykować najwyższą formę. Dlatego do nachodzącego sezonu mogę podejść spokojniej. Aczkolwiek czuję presję ze strony mediów, czy kibiców. Wprawdzie na zakończenie odbędą się Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich w Planicy, lecz wydaje mi się, że ten cykl ma większe znaczenie dla samych skoczków niż dla kibiców.
– Zaplanowano 36 konkursów w Pucharze Świata. Na którym ze światowych obiektów szczególnie lubi Pan startować?
– Mam skocznie, które bardzo lubię, gdzie zawsze jadę z uśmiechem na twarzy. Często nie chodzi o sam obiekt, ale o miejsce, w którym mogę się znaleźć. O atmosferę, jaka tam panuje, o kibiców… Jeśli mam wybrać jedną ulubioną, to stawiam na Predazzo. Natomiast jeżeli chodzi o skocznię, za którą nie przepadam, to powiem tylko, że są miejsca, do których jeżdżę nie tyle, że niechętnie, ale bez wielkiego entuzjazmu. Traktuję to jako obowiązek, lecz wciąż bardzo przyjemny, bo wiążę się to z moim ukochanym skakaniem.
– Ma Pan 32 lata. Patrząc, co wyprawia 47-letni Kasai, teoretycznie mógłby być Pan dopiero na półmetku kariery. Czy pojawiają się już myśli o jej zakończeniu?
– Kilkakrotnie myślałem o tym, jak najlepiej byłoby ogłosić taką decyzję ludziom, czy nawet odpowiedzieć samemu sobie na pytanie, kiedy powinien nastąpić koniec. Nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków, więc stwierdziłem, że póki co nie będę sobie tym zawracał głowy. Dopóki sport mnie cieszy i jestem w stanie walczyć o najwyższe cele, to będę to robił. Jeżeli utracę gdzieś tę radość i wkradnie się rutyna, wtedy trzeba będzie zastanowić się nad przyszłością. Na teraz tematu nie ma.
– Pod wodzą Stefana Horngachera nasza reprezentacja spisywała się doskonale. Zostaliśmy światową potęgą. Czy po kilku miesiącach współpracy z trenerem Michalem Doleżalem zanosi się, że będziemy w stanie utrzymać tak silną pozycję w świecie skoków?
– Nikt nie da tyle kibicom, ile możemy im obiecać (śmiech). Natomiast mówiąc serio, to jak będzie, pokaże czas. Odnośnie współpracy z trenerem Doleżalem mogę powiedzieć, że do tej pory uważam ją za bardzo udaną. Trener wykazuje się dużą charyzmą, a także zrozumieniem nas, zawodników, co jest bardzo ważne. Mamy wspólny język jeśli chodzi o kwestie techniczne. Jestem szczerze zadowolony. Wszystko działa tak, jak powinno. System szkolenia właściwie się nie zmienił. Dalej pracujemy tak, jak z poprzednim trenerem. Atmosfera w grupie jest bardzo dobra i pozostaje mieć nadzieję, że sezon zimowy będzie kolejnym, w którym uda nam się zrealizować czekające wyzwania.
– Gdyby miał Pan porównać tych dwóch trenerów…
– Patrząc na podejście do samego skakania, to jest ono bardzo podobne. Nowy trener nie zaproponował nam nowej, wyjętej z kosmosu filozofii. Bardziej widoczne są różnice charakterologiczne, ale to nie powinno dziwić, bo przecież każdy z nas jest inny. Nasza współpraca układa się bardzo dobrze i cieszę się, że jestem częścią drużyny, na czele której stoi taki właśnie szkoleniowiec jak Michal Doleżal.
– Czy w nadchodzącym sezonie jest szansa na dopływ młodej krwi do pierwszej kadry? Możemy liczyć na pojawienie się nowych nazwisk?
– Na to pytanie prędzej powinien odpowiedzieć trener niż zawodnicy. My powinniśmy skupiać się na sobie, na swoim rozwoju. Jednak widzę naprawdę duży potencjał w młodzieży, która ma bardzo dobre – jak nie najlepsze na świecie – warunki do rozwoju. Mamy coraz lepszą infrastrukturę. Cieszy modernizacja obiektów w Zakopanem. Widać, że są środki na szkolenie, z czego wypada skorzystać. Mam nadzieję, że młodzi zawodnicy mają tego świadomość, przez co będą dawać z siebie wszystko, żeby dołączyć do światowej czołówki.
– Czy uważa Pan, że za sprawą innowacyjnego sprzętu zawodnik jest w stanie skakać o wiele lepiej od rywali? Ostatnio zrobiło się głośno o polskiej firmie Nagaba, która przygotowała dla Was specjalne buty…
– Kiedy zawodnicy dochodzą do najwyższego poziomu, muszą brać pod uwagę inne kwestie niż tylko czysto sportową formę. Kluczową rolę może odgrywać wtedy psychika, czy właśnie sprzęt, którym się dysponuje. Każda nacja stara się szukać czegoś, czym zaskoczy rywali. Po wielu latach starań i poszukiwań znaleźliśmy firmę, która podjęła się tego zadania. Stworzenie buta do skoków od podstaw nie jest przecież prostą rzeczą. Poradziła sobie z tym polska firma, co dodatkowo mnie cieszy. Warto też podkreślić, że sprzęt jest konfigurowany indywidualnie pod każdego zawodnika, co jest dużym plusem. No i przede wszystkim dostajemy go na czas. Poprzednia firma miała monopol, zaopatrując właściwie cały świat, przez co często mieliśmy problemy z terminami. Teraz wydaje się, że ten kłopot w końcu zniknie, a my skupimy się już tylko na skakaniu na nartach. Jesteśmy jednak dopiero na początku tej współpracy, więc wolę nie zapeszać…
– W jaki sposób ładował Pan baterie przed kilkoma miesiącami sportowej rywalizacji?
– W ciągu roku mamy zaplanowane trzy tygodnie urlopu. Jeden z nich poświęciłem na poznanie Toskanii. Był to bardzo udany wyjazd, podczas którego przede wszystkim odpocząłem mentalnie. Zwiedziłem piękne miejsca i posmakowałem mojej ulubionej włoskiej kuchni…
– Która pewnie w trakcie sezonu jest zakazana…
– Skoczek narciarski nie musi się aż tak dokładnie pilnować, jak niektórzy myślą. Nie ważymy jedzenia, nie liczymy obsesyjnie kalorii. Najważniejsze jest zdrowie podejście. Mieliśmy szkolenia, z których dowiadywaliśmy się, jakie produkty są odpowiednie, a czego mamy się wystrzegać. Zdajemy sobie sprawę ile – mniej więcej – powinniśmy jeść. Poza tym regularnie mamy robione badania, więc nie ma mowy o braku profesjonalizmu.
– Dał się Pan poznać jako fan Liverpoolu FC. Czy uważa Pan, że w tym sezonie „The Reds” w końcu sięgną po długo wyczekiwane mistrzostwo Anglii?
– Muszę rozdzielić dwie role. Jestem sportowcem, ale w tym wypadku także kibicem. Serce podpowiada mi, że Liverpool wygra wszystkie mecze i będziemy cieszyć się z mistrzostwa. Natomiast zdrowy rozsądek i doświadczenie mówią, że pozostało mnóstwo meczów i do końca rozgrywek jest jeszcze bardzo daleko. Lepiej skupiać się na najbliższych spotkaniach niż myśleć już o tytule. Liczę jednak, że na wiosnę uda mi się wybrać do północnej części Anglii i wziąć udział w mistrzowskiej fecie.
foto: Facebook Kamila Stocha