Wakacje z kamperem

Rozmowa z Karolem Strasburgerem, aktorem i prezenterem telewizyjnym 

– Wypożyczalnie kamperów przeżywają oblężenie. W czasie pandemii Polacy zainteresowali się tą formą wypoczynku…

– Słyszałem, że wielu ludzi zaczęło marzyć o takich podróżach. Coś, co stało się moją pasją trzydzieści lat temu, teraz zaczyna być modne, więc chyba trochę wyprzedziłem epokę. Trzeba jednak podkreślić, że życie kamperowo – kempingowe wcale nie jest takie proste i tanie jakby się mogło wydawać. Błędne jest myślenie, że to wakacyjna alternatywa dla tych, których nie stać na hotel. Wyprawa kamperem jest luksusem i bywa naprawdę kosztowna. Podejrzewam, że wielu nie zdaje sobie sprawy jak dużym wysiłkiem – nie tylko finansowym – jest przygotowanie takiego wyjazdu. Kluczowe jest chociażby odpowiednie zaopatrzenie, żeby nie chodzić codziennie do sklepu czy restauracji. Oczywiście, jeżeli chcemy być kempingowcem z krwi i kości. W innym wypadku wyjazd na kemping traci sens. Cała zabawa to być w pełni niezależnym. Taka ucieczka od cywilizacji. Pozornie wydaje się, że wystarczy zapłacić wypożyczalni, wziąć auto i ruszyć w trasę. Na miejscu, bez odpowiedniej wiedzy, nie będziemy mieli pojęcia jak się w ogóle obchodzić z kamperem. Skąd i jak nalać czystą wodę, gdzie spuścić brudną, gdzie podłączyć gaz, jak obsługiwać wszystkie urządzenia… Takich kwestii jest cała masa, bo przecież jedziemy domem na kółkach.

– Największym wydatkiem jest podróż?

– Ciężko stwierdzić, to indywidualna sprawa. Wszystko zależy, dokąd zamierzamy pojechać. Jeśli ktoś chce przejechać przez ulicę i zaparkować u sąsiada na działce, to oczywiście ten problem zniknie. Natomiast przemierzając Europę, kierując się do Grecji, Chorwacji czy Francji, musimy liczyć się z kosztami. Nie tylko paliwo, ale też ceny autostrad zagranicą potrafią zwalić z nóg… Nie jest tajemnicą, że często sama podróż kamperem wychodzi znacznie drożej niż samolotem.

– Jest pan znanym miłośnikiem kamperów…

– Można tak powiedzieć. Mam dość duże, przeszło trzydziestoletnie doświadczenie. Od bardzo dawna śledziłem życie na kempingach. Pamiętam, że na początku kamperami jeździli bogaci Niemcy. My, biedni Polacy, którzy nie mieliśmy pieniędzy na zakup własnego pojazdu, patrzyliśmy z podziwem gdy oni wyjmowali przeróżne urządzenia. Potrafili mieć ze sobą telewizory, pralki… Marzyłem wtedy: – Boże, jak to by było fajnie mieć coś takiego… W Polsce był to zupełnie nieznany sposób spędzania wakacji. Pamiętam, że poznałem na kempingu kolegę, który mieszkał w Niemczech i sam zbudował kampera na bazie samochodu dostawczego. Poszedłem jego śladem. Musiałem włożyć w to – oczywiście poza pieniędzmi – mnóstwo pracy. Miałem głowę pełną pomysłów, dzielnie zdobywałem różne części, co wcale nie było proste. Ponadto, trzeba było odwagi, żeby nagle jeździć na urlop ciężarówką. Wówczas Nysa czy Żuk kojarzyły się z pojazdami, którymi woziło się ziemniaki na rynek. Ludzie pukali się w głowę, a ja sam odczuwałem pewien wstyd, choć byłem przekonany, że chcę w to wejść. Że to jest to!

– Jak wyglądała pana droga do pierwszego kampera?

– Najpierw, oczywiście, jeździłem z namiotem. Potem pozyskałem przyczepkę, bo ciągle brakowało mi miejsca. I tak stopniowo, krok po kroku, przekształcałem swoje wakacyjne wyprawy w coraz bardziej komfortowe. Przełomem było wybudowanie pierwszego samochodu. Z czasem też zrobił się dla mnie za mały i skonstruowałem kolejny. Jako bazę wykorzystywałem popularne blaszaki Volkswagena. Tak naprawdę nie ma tu zbyt dużego wyboru. Popularne są jeszcze Mercedesy i Fiaty, jednak najbardziej odpowiadał mi właśnie Volkswagen. Musiałem wszystko wymyślić sam, jak powycinać okna, skąd zdobyć części. Posiłkowałem się projektami z niemieckich prospektów. Jednak chciałem być indywidualistą. Przykładowo: wożę deski surfingowe, więc musiałem mieć specjalny bagażnik. Ktoś inny chce mieć na wakacjach swoje rowery, więc zaaranżuje kampera inaczej. Teraz są w Polsce firmy, które się tym zajmują, ale kiedyś trzeba było kombinować. Pomocna bywała asysta blacharzy, stolarzy, elektryków. Poza tym wyznaję zasadę, że robiąc samemu, robimy solidniej. Używałem prawdziwej sklejki drewnianej, a nie prefabrykatów. Zawsze starałem się budować kampera tak, jakbym wyposażał mieszkanie czy dom. Z największą pieczołowitością.

– Taka praca musiała być niezwykle czasochłonna… 

– Mogę stwierdzić, że tego typu samochód powstaje właściwie przez całe życie. Ciągle trzeba przy nim dłubać. Mimo, że kampery nie są mocno eksploatowane – rocznie pokonuję około pięciu tysięcy kilometrów – to koniecznością jest dbanie o ich perfekcyjny stan techniczny. Mój obecny kamper  ma ponad dziesięć lat i wciąż myślę o kolejnych unowocześnieniach. Rok temu dołożyłem mu baterie słoneczne na dachu. Ważny jest także walor estetyczny. Sam projektuję barwne, wakacyjne wzory. Maluje je potem człowiek, którego uważam za mistrza świata. Nie ma mowy o żadnej kalkomanii, tylko ręczna robota. W jakimś sensie jeżdżę obrazem. Dla mnie takie auto ma duszę, łatwo się do niego przywiązać.

– Co dają wakacje w kamperze?

– Największą frajdą w tej zabawie jest, że mogę zamieszkać nad samą wodą. Budzę się rano widzę morze, słońce. Pływanie czy surfing mam na wyciągnięcie ręki. Piękna sprawa. Nie jest jednak łatwo o takie miejsca. Żeby mieć zaklepany dobry plac, trzeba rezerwować go co najmniej pół roku wcześniej. Ludzie często chwalą się, że na wakacje wybrali hotel blisko morza. Blisko, czyli w odległości jakichś dwóch kilometrów. Odpowiadam im z uśmiechem, że dla mnie blisko morza oznacza pięć metrów. 

– Kamper kojarzy się z urlopem w podróży…

– Można zaobserwować podział kamperowców na dwie grupy. Część chce być ciągle w ruchu, zwiedzić jak najwięcej miejsc, zatrzymując się na kempingach tylko na dzień, góra dwa. Moja filozofia jest inna. Jechać daleko, długo, ale potem jeszcze dłużej odpoczywać. Podróż samochodem może być pewnego rodzaju przyjemnością, ale ja widzę ją bardziej jako konieczność. Pokonując dwa tysiące kilometrów autem, które przecież nie jedzie szybko – 110km/h to właściwie maksymalna prędkość – musimy rozłożyć trasę na parę dni, więc to wszystko trwa. Ponadto, nocując na parkingach powinniśmy mieć oczy dookoła głowy i uważać, żeby nikt nas nie okradł. Niestety, zdarzają się takie historie. Z mniej przyjemnych przeżyłem też potężne wichury i pożary. Ale takie jest właśnie życie w kamperze. Jak to mówią: ahoj przygodo! Na pewno nie jest to wypoczynek dla tych, którzy pragną, żeby o poranku kelner przynosił im śniadanie do łóżka…

– Ulubione kierunki pana wypraw?

– Najlepiej poznałem dwa kraje. Grecję i Chorwację. W Grecji jest co pozwiedzać: Saloniki, Ateny, malownicze wyspy… Z kolei Chorwacja jest jednak bliżej. A oferuje podobne, jeśli nie lepsze, naturalne warunki do wypoczynku. Ciekawe są też Włochy i Francja. Pewnie dla niektórych atrakcją będzie spacer po słynnych deptakach Cannes, czy Saint-Tropez. Hiszpania jest za daleko i dojazd wiążę się już z tygodniową podróżą. Trzeba o tym pamiętać, bo kilometry przekładają się na ilość paliwa. Ja przede wszystkim oczekuję kontaktu z przepiękną naturą, więc mniej oblegana Chorwacja jest moim pierwszym wyborem.

– A jak na tym tle wypada Polska?

– Niespecjalnie się orientuję. Słyszałem od znajomych, że nasze kempingi całkiem fajnie się rozwinęły i są na naprawdę niezłym poziomie. Minusem jest, że bywają przepełnione. W takich Chałupach, gdzie szczególnie popularny jest mój ulubiony surfing, ciężko znaleźć jakiekolwiek wolne miejsce. Ludzie trzymają tam przyczepy właściwie przez cały sezon. Wolę wyjazdy na południe Europy. Tam przynajmniej mam gwarancję słonecznej pogody. A w Polsce, wiadomo, loteria…

– Co z tegorocznymi wakacjami?

– Nie jest to dla mnie prosty temat. Mam małe dziecko i muszę brać to pod uwagę. Dlatego myślę, że w tym roku z powodu niepewnej sytuacji na świecie, będę musiał odpuścić. Nie mam pewności, czy łatwo będzie można dojechać na miejsce, czy granice będą pootwierane. A w drodze, chociażby do Chorwacji, trzeba ich przekroczyć całkiem sporo. Wielogodzinne stanie w korkach nie należy do przyjemności. Najpierw wszystko musi się ustabilizować. Na ten moment jest zbyt wiele znaków zapytania. 

Foto: prywatne archiwum K. Strasburgera

Następny

Kontakt

Napisz do mnie