Zimnolubny

Rozmowa z Jarosławem Komorowskim, Mistrzem Polski w Morsowaniu i założycielem Warszawskiego Klubu Rogatego Morsa

– Morsowanie – czyli rekreacja, kojarząca się z ekstremalnym sportem – zyskuje coraz większą popularność…

– Tak, bardzo wiele osób stara się morsować, aczkolwiek od dłuższego czasu obserwuję, że w większości są to po prostu spotkania towarzyskie, mające niewiele wspólnego z fachowym podejściem do tematu. Jasne, bardzo fajnie, że ludzie wychodzą z domów, spotykają się ze sobą, chcą coś robić i decydują się na zimne kąpiele, ale morsowaniem bym tego nie nazwał.

– Dlaczego?

– Przede wszystkim uważam, że ludzie często nie wiedzą po co jest i co daje morsowanie. A daje naprawdę mnóstwo korzyści dla zdrowia, zaczynając od tego, że systematyczne morsowanie podnosi naszą odporność. Pomaga także zgubić wagę, czy dobrze wpływa na schorowane stawy. Dla mnie jest doskonałą receptą na problemy z kręgosłupem. Cierpię na jego skrzywienie, mam przepuklinę i wypuklinę, a w sezonie zimowym nie mam z tymi dolegliwościami żadnego kłopotu. Trzeba tylko robić to wszystko z głową. Tymczasem łatwo zauważyć – przeglądając chociażby zdjęcia, jakie ludzie wrzucają do Internetu – że właściwa technika jest rzadkością. Widzimy osoby zanurzające się tylko do pępka. To błąd. Polecam iść na całość i zwracać szczególną uwagę na chociażby chłodzenie karku, który u wielu z nas jest bardzo przeciążony. Poza tym, czymś, czego nie potrafię zaakceptować, są wszechobecne wspomagacze, jak buty i rękawiczki neoprenowe. Kolejna sprawa to nieprawidłowa i niewygodna pozycja, którą prześmiewczo nazywamy „na jeńca”. Ludzie stoją z rękoma założonymi na głowę, a przecież zarówno stopy, jak i dłonie są kluczowe we właściwym morsowaniu. To one są częściami ciała, decydującymi o momencie wyjścia z wody, bo pierwsze zaczynają boleć. Ochranianie ich mija się z celem. Gwarantuję, że systematyczne moczenie szybko przyzwyczai organizm do zimna. Absolutne minimum to morsowanie co najmniej raz w tygodniu. Kiedy przychodzi zima, odśnieżenie samochodu gołymi rękoma nie jest dla morsa niczym nadzwyczajnym. Może wydaje się to dziwne, ale zimą chodzę w krótkich spodenkach i koszulce. Poranny prysznic biorę wyłącznie w lodowatej wodzie. Nie ma lepszego sposobu na rozpoczęcia dnia! Trochę inaczej odczuwam zimno… Dbam o to, żeby członkowie naszej grupy morsowali na sto procent, mocząc się w całości, czerpiąc przy tym z całej tej zabawy jak najwięcej zdrowotnych korzyści.

fot.: Rafał Niziołek

– Waszej grupy, czyli…

– Warszawskiego Klubu Rogatych Morsów! Dwa lata temu, kiedy zebrałem już trochę doświadczenia, postanowiłem założyć klub na warszawskich Jelonkach, co tłumaczy nazwę. Na początku było kilka osób, a teraz jest nas już ponad setka. Przyznaję, że w pierwszym sezonie nie morsowaliśmy jak należy, bo popełnialiśmy większość popularnych błędów. Niestety, w Internecie można naczytać się głupot. Nawiązałem więc znajomości z ludźmi, którzy mają konkretną wiedzę, dzięki czemu dziś jestem mądrzejszy. Okazało się, że czas spędzony w wodzie można znacznie wydłużyć. Dobrze dojść do momentu, kiedy spędzamy w niej około 20 minut. Oczywiście, nie przychodzi to od razu. Pierwsze próby często nie trwają dłużej niż minutę, co jest zupełnie normalne i nie ma się co zrażać, tylko postawić na systematyczność. Czasy, przekraczające 20 minut, oznaczają już bicie różnego rodzaju rekordów.

– Sam możesz poszczycić się wyczynami, które – szczerze mówiąc – nie mieszczą mi się w głowie…

– W tym roku, razem z kolegami z klubu, uczestniczyliśmy w pierwszych Mistrzostwach Polski w Morsowaniu, które zorganizowano pod Stadionem Narodowym. Zjechały się morsy z całego kraju, a na ich tle my – Rogaci pokazaliśmy, że robimy kawał dobrej roboty. Zdobyliśmy pierwsze miejsce jako drużyna, a ja zostałem indywidualnym Mistrzem Polski z wynikiem 3 godzin i 3 minut spędzonych bez przerwy w lodowatej wodzie. Przed zawodami podejrzewałem, że wytrzymam około półtorej godziny, a wyszło, że dałem radę „trochę” dłużej… Konkurenci odpadli, zostałem sam i nie było sensu dłużej siedzieć w balii ze stale chłodzoną wodą. Jestem jednak pewien, że miałem jeszcze zapas na może i nawet kolejną godzinę, czym byłem mocno zdziwiony. Ludzki organizm jest zdolny do naprawdę wielu zaskakujących rzeczy. Także wyprawa na Śnieżkę w samych gaciach, do której szykowałem się właśnie poprzez systematyczne i coraz dłuższe morsowanie, to jedno z moich ciekawszych osiągnięć. Samo wejście trwało ponad 2,5 godziny. Kiedy szedłem na nią w samych spodenkach, odczuwalna temperatura wynosiła minus 27 stopni. To mocne wyzwanie przede wszystkim dla psychiki, która jest wystawiona na dość specyficzną próbę. Ale satysfakcja jest ogromna! Już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy, bo zebrała się całkiem pokaźna, 30-osobowa grupa i w połowie stycznia ponownie zaatakujemy Śnieżkę. Oczywiście w strojach uznanych przez większość społeczeństwa za kąpielowe. Zresztą w naszym klubie nie brakuje szalonych pomysłów… Im bardziej zwariowany plan, tym bardziej nie mogę się doczekać jego realizacji. Punktem wyjścia jest zwykle nasze morsowanie.

– Brzmi przerażająco, ale i intrygująco… Co w takim razie trzeba zrobić, żeby zostać morsem?

– Najlepiej znaleźć klub, czy grupę ludzi, morsujących w naszej okolicy. Nigdy nie morsujmy sami – ze względów bezpieczeństwa to główna zasada. Trzeba się też odpowiednio ubrać i spakować. Warto wybrać dres, który szybko się zdejmuje i zakłada. Dżinsy w połączeniu z mokrym i zziębniętym ciałem nie są niczym przyjemnym. Miejmy ze sobą duży ręcznik, strój kąpielowy, a także czapkę i rękawiczki – nie do samego wchodzenia do wody, tylko do założenia już po morsowaniu. Przyda się termos z ciepłą herbatą. Niezwykle istotne są odpowiednie buty – polecam obuwie typu „crocs” – musimy bowiem zabezpieczać stopy. Wchodząc do lodowatej wody, łatwo rozciąć nogę o kamień, czy wystający konar, czego w takiej temperaturze nie będziemy czuli. I to właściwie tyle.

– A dla kogo morsowanie jest niewskazane?

– Jeżeli ktoś przymierza się do tej zabawy, proponuję na wstępie skontaktować się z lekarzem. Niestety, nie każdy nadaje się do morsowania. Wszelkiego rodzaju problemy kardiologiczne z góry nas eliminują. Ponadto, trzeba zwrócić uwagę na zażywane leki, bo te także mogą nie współgrać z wychładzaniem organizmu. Przebyte choroby, jak np. borelioza, również mogą mieć negatywny wpływ dla zdrowia w połączeniu z moczeniem się. Dlatego lepiej skonsultować się z fachowcem. 

– Widząc twój wielki entuzjazm, podejrzewam, że często namawiasz ludzi do – jak to nazywasz – moczenia się…

– Bo to świetna sprawa! Mój dobry kolega – Valerjan Romanovski – sportowiec i wielokrotny rekordzista Guinnessa, dobrze tłumaczy istotę morsowania. Valerjan mówi, że współczesny człowiek w dużym stopniu zatracił funkcje obronne organizmu, nie wymagając większego zaangażowania mechanizmów, pozwalających mu przetrwać. Podkreśla, że żyjemy w „środowisku komfortu”: mamy komfortowe, ciepłe mieszkania, do pracy dojeżdżamy samochodem lub innym środkiem transportu, natomiast będąc poza pomieszczeniami, jesteśmy ciepło ubrani. A morsowanie to pójście pod prąd, które zimnolubnemu człowiekowi, takiemu jak ja, bardzo przypadło do gustu, stając się stylem życia.

fot.: Rafał Niziołek

Następny

Kontakt

Napisz do mnie