Złoty Orzeł znowu w Polsce!

68. Turniej Czterech Skoczni należał do Dawida Kubackiego. Polak imponował wysoką, a przede wszystkim równą formą, podczas wszystkich zawodów niemiecko-austriackiego cyklu, dzięki czemu nie dał szans faworyzowanym rywalom. To jeden z największych sukcesów w karierze niespełna 30-letniego skoczka. Jeśli Kubacki utrzyma świetną dyspozycję, możemy mieć w tym sezonie jeszcze wiele powodów do radości…
Wczesne popołudnie w Nowy Rok kojarzy się nam, poza walką ze skutkami sylwestrowej zabawy, ze skokami narciarskimi, a dokładnie z drugim aktem Turnieju Czterech Skoczni, czyli konkursem w Garmisch-Partenkirchen. To właśnie po zawodach w niemieckim Ga-Pa zaczęły pojawiać się głosy – choć jeszcze dość nieśmiałe – że Złoty Orzeł (symboliczna nagroda w turnieju) może trafić w ręce Polaka. I nie chodziło tu o naszego wielkiego mistrza, Kamila Stocha, lecz o Dawida Kubackiego…
Mistrz lata
Takiego przydomku doczekał się ze względu na to, że podczas Letniego Grand Prix zwykle brylował na światowych skoczniach. W 2017 roku Kubacki zwyciężył nawet w klasyfikacji generalnej, jednak nie potrafił przenieść tak dobrych skoków z lata na zimę. Owszem, wciąż był blisko najlepszych, ale do ścisłej czołówki zawsze mu czegoś brakowało. Nie mógł narzekać na brak medali, lecz zdobywał je wyłącznie w drużynie. Najcenniejszym był brąz, wywalczony na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu w 2018 roku. Wrażenie robiły także dwa krążki z Mistrzostw Świata: złoto z Lahti w 2017 roku i brąz z Val di Fiemme, po który sięgnął wraz z kolegami cztery lata wcześniej. W rywalizacji indywidualnej uchodził za niespełniony talent, bowiem o tym, że urodzony w Nowym Targu sportowiec potrafi doskonale skakać, wiedzieli wszyscy.
W 2019 roku w końcu się udało. Kubacki został mistrzem świata! Nie w drużynie, a w pojedynkę. Dokonał tego w szalonych okolicznościach. Dla przypomnienia: po pierwszej serii był 27, by ostatecznie zwyciężyć. Tamtego wieczora w austriackim Seefeld karty rozdawał wiatr, a zawody zostały zapamiętane jako jedne z najbardziej loteryjnych w historii. Radość naszego skoczka – co w pełni zrozumiałe – była ogromna, lecz wielu zagranicznych ekspertów kręciło nosem na przebieg mistrzowskiego konkursu i nie doceniało sukcesu Kubackiego, który nie był wówczas w gronie faworytów. Przecież raptem kilka tygodni wcześniej, dopiero po raz pierwszy w karierze, triumfował w Pucharze Świata (styczeń, Predazzo). 2019 był rokiem Kubackiego także dlatego, że ponownie – jak przystało na „mistrza lata” – wygrał Letnie Grand Prix. Tym razem historia z 2017 roku się nie powtórzyła i jego rewelacyjne skoki na igielicie znalazły kontynuację w sezonie zimowym…
Trzeci król
Turniej Czterech Skoczni to jedyne w swoim rodzaju zawody, niebezpodstawnie uznawane za najbardziej prestiżowe w całych skokach narciarskich. Ich tradycja sięga 1953 roku. Tutaj nie ma mowy o przypadku. Triumfator musi wykazać się wyśmienitą sportową formą, a także żelazną psychiką, bowiem wystarczy jeden poważny błąd, na osiem punktowanych prób, żeby przekreślić marzenia o zwycięstwie. Ponadto, TCS ma wspaniałą oprawę. Zarówno niemieccy, jak i austriaccy kibice na przełomie roku tłumnie przychodzą kibicować pod skoczniami. Dotychczas w Polsce cieszyliśmy się z wygranej Adama Małysza w 2001 roku, co było początkiem „Małyszomanii” w naszym kraju. Po 16 latach sukces „Orła z Wisły” powtórzył Kamil Stoch. Nasz trzykrotny mistrz olimpijski był najlepszy także w 2017 roku. Teraz, do tego zaszczytnego grona dołączył Dawid Kubacki. Zrobił to 6 stycznia, w święto Trzech Króli, dlatego tytuł Trzeciego Polskiego Króla Turnieju Czterech Skoczni pasuje jak ulał. A jak do tego doszło?
Pierwszy konkurs, czyli tradycyjna inauguracja w Oberstdorfie. Kubacki jest trzeci. W kraju panuje umiarkowany entuzjazm, gdyż zawiódł lider naszej kadry, Kamil Stoch (19 lokata). Kilka dni później, w Ga-Pa, Dawid ponownie staje na najniższym stopniu podium. W klasyfikacji generalnej jego strata do Ryoyu Kobayashiego i Karla Geigera wcale nie jest duża, lecz nadal to o Japończyku i Niemcu mówi się jako o potencjalnych zwycięzcach. Skoczkowie przenoszą się do austriackiego Innsbrucka. Kubacki podobno nie przepada za tamtejszą bardzo trudną skocznią. Tymczasem na Bergisel nasz skoczek – w przeciwieństwie do Kobayashiego i Geigera – radzi sobie świetnie. Kolejny raz melduje się na podium, stając tym razem o stopień wyżej. Taka regularność sprawia, że na ostatnie zawody w Bischofshofen założy koszulkę lidera całego cyklu. Dopiero teraz to on jest w centrum uwagi zagranicznych mediów, które zaczęły widzieć w nim głównego kandydata do sięgnięcia po Złotego Orła. Skromny sportowiec, w krótkiej rozmowie z dziennikarzami mówi tylko, że nie czuje przez to większej presji, a wręcz przeciwnie. Woli uciekać rywalom, niż ich gonić.
6 stycznia nie dogonił go nikt. Dawid Kubacki zdeklasował rywali i wygrał finałowe zawody, oddając najdalsze skoki, co oczywiście oznaczało wielkie zwycięstwo w całym cyklu. Poza wpisaniem się do historii polskiego sportu, 29-latek zarobił niemałe pieniądze. Z drugiej jednak strony 50 tysięcy franków szwajcarskich (czyli niecałe 200 tysięcy złotych) wypada blado w porównaniu z chociażby zarobkami piłkarzy. Szkoda, że organizatorzy TCS już kilka lat temu odeszli od pomysłu honorowania zwycięzców luksusowymi samochodami, co przez dobrych kilkanaście sezonów było tradycją. W obliczu krytyki nazbyt skromnych premii finansowych, obiecano poprawę i podobno w przyszłym roku na najlepszych skoczków mają czekać dodatkowe bonusy.
Zmiana warty?
Czy teraz to w Kubackim należy widzieć nowego lidera polskiej kadry? Trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Skoro w tak kapitalnym stylu wszedł w Nowy Rok, nie będzie zamierzał odpuszczać. Zwłaszcza, że jest niebywale sumiennym sportowcem „Praca” to słowo, które 29-latek powtarza do znudzenia, odmieniając je na okrągło przez wszystkie przypadki. Dodatkowo, po Turnieju Czterech Skoczni, powinien zyskać potężną porcję pewności siebie, której w poprzednich sezonach często mu brakowało. Liderujący w Pucharze Świata Kobayashi wcale nie jest poza zasięgiem Kubackiego, a do końca sezonu pozostało przecież jeszcze wiele konkursów. Walka o Kryształową Kulę nabierze rumieńców. Dawid jest na fali i wydaje się, że ma wszystko, by po Mistrzostwie Świata i Złotym Orle zaatakować Puchar Świata.
Budująca jest również postawa Kamila Stocha. Nasz wielki mistrz wcale nie sprawia wrażenia, żeby źle czuł się z tym, że jest teraz w cieniu kolegi z drużyny. Kamil, który przyjaźni się z Dawidem, za każdym razem podczas TCS pierwszy wybiegał do niego z wylewnymi gratulacjami po udanych skokach. Dlatego na rywalizacji o prym w kadrze mogą skorzystać obaj. I polskie skoki, które w 2020 roku zyskały nowego, wielkiego bohatera. Dawidzie, dziękujemy! I czekamy na więcej!
Foto: Facebook Dawida Kubackiego